poniedziałek, 29 września 2008

Ciąg dalszy początku jesieni.


Po Anglikach zajechali Niemcy, z pytaniem, czy znajdą noclegi dla siebie i dla dużego psa, owczarka. Wysłałem ich niestety do konkurencji. Dharma już się szykowała do protestu. Nie zdaje sobie sprawy, że jeśli byłby u nas pies, ona codziennie przez pół dnia byłaby na wycieczce, drugie pół niestety w wybiegu. Sam nie wiem co bym wybrał na jej miejscu. Na razie prawie żadnych piesków, chociaż na weekend ma być taki mały, kieszonkowy. Cóż, pobiegam wreszcie po górach, jeszcze bardziej schudnę, poprawię kondycje przed sezonem biegówkowym, a najważniejsze, że Dharma schudnie. Niby tylko 2 lata, a już spora różnica. Ale z pustą taczką tak samo się i dziś bawi, jak wtedy, tylko że już trochę krócej.

sobota, 27 września 2008

Nie pada

Pogoda teraz jest jak kobieta, zmienia się codziennie, 13 st., ale raczej słonecznie. Jak zawsze stawiam na optymistyczną "twojąpogodę.pl". Do wtorku ciepło a potem 11- 13 st.
Sezon grzewczy w pełni i tylko wczesna wiosna może to zmienić.
Anglicy z Asią wczoraj przyjechali. Merik wpakował się od razu na ich świeżo pościeloną kołderkę.
Kiedy wreszcie będę mógł po angielsku swobodnie porozmawiać o polityce, historii? Na razie najlepiej mi idzie rozumienie siebie.
Ogród zagląda przez okna i prosi o przystrzyżenie nierównych końcówek traw. Tak spróbuję wykombinować, aby było to ostatni raz w tym roku. Zieleń się zatrzymała, jeszcze nie wie że jesień. Jedynie niezawodne dzikie wino śmiało nabiera barw godowych- nadchodzi jego 5 minut.
Po południu nowi goście, weekendowi. Nie zapomnieć pstryknąć c.o.

czwartek, 25 września 2008

Ładnie.

Niezwykle deszczowo i mglisto. Pięknie jest w Karkonoszach. Zawsze zastanawia mnie, że goście przyjeżdżają więcej, gdy u nas panuje pogoda jak nad morzem. Tymczasem jest odwrotnie. Właśnie w trudnych warunkach góry odkrywają swoje piękno. Być może jest to rodzaj rabatu, który otrzymują wszyscy podejmujący ryzyko przemoknięcia, zmęczenia, wychłodzenia czy zabłądzenia.
I rzeczywiście jest to dostępne dla nielicznych, albo też i dla nas, mieszkańców, uciekinierów od zwykłego miejskiego życia, bo to ryzyko mamy potencjalnie tuż obok- w domu, za oknem, każdego dnia.
Za to jak pięknie...

poniedziałek, 22 września 2008

Niedzielna wycieczka.

Na przekór pogodzie postanawiam zwiedzić to, czego jeszcze nie widziałem. Rodzice w domu na dyżurze. Pani B. jako miłe towarzystwo oraz jako ktoś, komu można pokazać część naszej pięknej okolicy. Temperatura optymalna i o dziwo pada tam gdzie trzeba. Podobnie jest z mgłą i światłem, mimo że jest już dobrze po południu.
Sosnówka/ Marczyce, właściwie góra Grodna, porośnięta lasem. Sztuczne ruiny Henryka z 1806 lub 1807 r. Jeśli Heinrichsburg, to z 1841 roku.
Niezwykła budowla, strzelista, pojawia się niespodziewanie po paru minutach marszu żółtym szlakiem.
Dowód zbytku książęcego rodu von Reuss, właścicieli Staniszowa- miał być tylko pokoik myśliwski, wyszedł zamek, wprawdzie miniaturowy, ale o znakomitych proporcjach, z wieżą (basztą) widokową. Teraz już bez schodów, więc z widokiem tylko na niebo. Nie ma też drewnianego stropu, który opierał się na wystającym wieńcu.
Przez dziesiątki lat nikomu niepotrzebne sztuczne ruiny stały się ruiną naturalną. Gdy go kupię, będzie największą atrakcją gminy i całej romantycznej części Polski.

3 km dalej, już w Staniszowie, po kamiennych schodkach idziemy też żółtym szlakiem, na szczyt Witoszy (484 m npm), mijając po drodze liczne formacje skalne, płyty, bloki granitowe, jaskinie grawitacyjne- sztuczną, podkopaną na polecenie hrabiego von Reussa, pustelnię proroka i wizjonera Rischmana, aby na koniec ujrzeć wspaniałą panoramę Karkonoszy, Staniszowa, Mysłakowic. Szczyt zwieńczony jest pozostałością po 14- metrowym postumencie Bismarcka.


























Czakram Franke na Patelni to jedno z wielu magicznych miejsc w naszej okolicy.
fot. Filip- nocny widok z Patelni
Podobnie jak i kaplica św. Anny i Dobre Źródło na zboczu Grabowca (784 m npm), która jest następnym celem wycieczki.

- Czy ta woda ma jakieś właściwości? - pytają się młodzi ludzie, widząc, że zachęcam B. do marsz-obiegu wokół świątyni z wodą w ustach.
-Oczywiście, że ma. Do wyboru, stosownie do wiary: odnowa sił witalnych, lecznicze, szczęście w miłości i ostatecznie regeneracja dziąseł, zębów- wysoka zawartość radonu.
Zerwali się pośpiesznie ku kaplicy.
- Na wszelki wypadek 9 razy- dorzuciłem - Różnie różne źródła podają.
Było 7 razy.-Czy my dobrze idziemy? Żółtym szlakiem na Pielgrzymy?
Wpatrzyłem się w zużyta mapę.
-Jestem stąd, ale nie wydaje mi się.
-Ja też jestem stąd- przyłączył się sympatyczny pan z panią i z bukłaczkami na wodę- i wydaje mi się, że ten kierunek doprowadzi was do Warszawy. W razie czego zapraszam na pokoje. I państwa też.
- A gdzie są te pokoje?- się zainteresowałem jako "człowiek z branży"
- Sosnówka. Dolina Marzeń. Dopiero zaczynamy.
- Ja jestem Wiśniowy Sad z Zachełmia, w przypadku braku gości też zapraszam.
I tak poznałem kolejnych specjalistów od relaksu dusz ludzkich. Kiedyś tam zajrzę.










Na koniec Wang w Karpaczu. Jak zawsze ekscytujący nordyckim klimatem. Mikrokolonia Wikingów. Ostatnia grupa już wyszła, ale wpuszczający pozwolił nam gratis na przejście krużgankiem i na obejrzenie wnętrza. Może dlatego, że byliśmy trzeźwi, co wśród zwiedzających podobno czasem się zdarza.





niedziela, 21 września 2008

Dziwna sobota















Dziwna, bo pogody nie ma a jest, bo gość- dziewczyna ok, bo goście odwołują rezerwację a są inni, bo Z. po wylewie a pracuje za dwóch, bo nie zjawia się Kasia a zjawia się Ania. I ton jeleniogórski Kabareton. Byłem, widziałem, zwyciężyłem.

piątek, 19 września 2008

Wrześniowa cisza.















Dziś jeden z tych dni z absolutną ciszą. Temperatura ok. 17 st. Zero wiatru, odgłosów przyrody i ludzkich. Przyciemnione niebo, intensywna zieleń. Rajski świat 3D . Aż żal się poruszyć. Wszystko zależne jedynie od kąta patrzenia. Życie stanęło w miejscu- na Górze Przesieckiej.
Spacerek z Dharmą wokół Kopy, z przystankiem hotel Chojnik. Niezwykły śpiew alaskanek na widok współplemieńca. Idzie jesień ze swoją zadumą, kolorową euforią i poszumem spadających, bukowych liści.

Kłodzko


Miasto z młodości. Wydaje się teraz dużo mniejsze, naiwniejsze, chociaż wciąż tętniące bogatą historią, przenikającą mury. 2 godziny jazdy po dobrych już powiatowych drogach, pętelki w nieciekawym pozornie Wałbrzychu, na końcu objazd przed modernizowanym węzłem przy budowie Galerii handlowej. Rodzice przywiezieni. Z. od razu wziął się za siekierę.
Zielony pokój będzie w weekend wolny, bo Pani spadła ze schodów i jest na szczęście niezbyt mocno poturbowana, ale przyjedzie, gdy odzyska formę.
Wraca słońce. Obydwa pokoje miały udane wycieczki, Wodospad Podgórnej i zamek Czocha, a nawet wieczorne ognisko.

czwartek, 18 września 2008

Chwila jesieni 2008


Nadspodziewanie zaskoczyła zmiana pory roku. Jeszcze barwy letnie, ale późnojesienna temperatura, ogrzewanie nasze: propan- butan, kominkowe, elektryczne- na full. Szczęśliwie dotarł kominiarz i kanały są drożne. Wyczystki są dobrze wymyślone, o czym zapomniałem, może stąd ten roczny stres. Na razie 100 zł, potem już sam dam radę. W tej chwili w domu ciepło. Czas by oddać hołd zgromadzonemu drewnu. Dorąbać. Poprzykrywać troskliwie plandeką.
Wrzesień idzie dobrze, wbrew pogodzie. Z żółtego wyjeżdżają dzień wcześniej, ale do kwiatowego, fakt że tylko na 1 noc, będą znajomi Ewy. Przed chwilą przywiozłem z PKS młodą Panią gość. Sama- w ciemno, odważnie, w góry. Ale nie że bardzo po górach. Czyżby tylko u nas da się pobyć samemu ze sobą?
Zaczynam wypatrywać jesieni. Na razie nie widać, tylko czuć, zmysłami i duszą. Zaraz będzie taki poranek, że już. Żółto, pomarańczowo, niebiesko, zielonkawo, brązowo, beżowo, seledynowo, czerwono, bordowo.