sobota, 24 kwietnia 2010

Przełomowo.

Ostatnie miesiące, a właściwie od października 2009, przyspieszamy z życiem, z materią i z realizacjami. Teraz sam finisz, typowo opóźniony, mimo iż zaczęło się miesiąc wcześniej. Jak zawsze bez kasy, która uciekła nie wiadomo gdzie. Ale nie ważne. Narcyzy zakwitły, a trochę niżej jeszcze są w pąkach. Dobry znak może. Tych znaków wypatrujemy szczególnie mocno. Trudny jest czas i dla nas i dla świata wokół, nie tylko z powodu zaskakującej swymi zdecydowanymi atrybutami, śnieżnej zimy.

Kolejny etap prawie za nami. Dwa pokoje zbudowane i to nie podlega wątpliwościom. Podlega poprawkom, jak większość dokonań do tej pory.

Nie ma dnia by obudzić się i jest wszystko OK. Pewnie oprócz kominka wymyślonego i postawionego przez samego mistrza z Podgórzyna, który stawiał nam przed 20 laty piec kuchenny w ówczesnej i obecnej naszej kuchni.

Bogatszy o amerykańskie doświadczenia zdążył na czas powrócić w Karkonosze po 20 latach.

Pokoje są jeszcze raz do pomalowania, ale jakiś kolor już jest widoczny. Miał wyjść wrzos karkonoski, jak na wzorniku i na Kopie. Na razie wygląda jak szkocki, chociaż się niektórym znajomym podoba taki.

Tak jest od 3 miesięcy. Jeszcze pewnie jeden przynajmniej taki miesiąc przed nami. O dziwo jest w tym sporo szczęścia i wyjątkowości. A to poprzez życzliwe potraktowanie przez agencje (ARW, KARR), przez wykonawcę Piotrka i pośrednio przez inne instytucje: rodziców, przyjaciół, stałych gości. Nie zdążyliśmy wg planu, dało się wymyślić inaczej. I znowu celem stał się ten "długi", trzydniowy weekend, tak jak przed dokładnie 5 laty.

Też się spieszymy, też rozpoczyna się kolejny etap zachełmiańskiego istnienia, poprzez intensywniejszą działalność, nie tylko naszą ale i innych zachełmiańskich gestorów. Szykuje się nalot majowy. Dziś zwolnił się jeden pokój, pewnie czeka na odpowiednich gości. Nie sposób teraz opisać jego walory. Jest to utrudnione przez nietypowość położenia, wyposażenia, wielkości i ceny. Bo kwiatek jaki jest, każdy widzi.

Spróbuję opisać pokoje i resztę na nowej stronce www.wisniowysad.pl, a nie będzie łatwo oddać powstały klimat, zwłaszcza w takim energetycznym domu na Przesieckiej Górce. Potwierdzeniem tego może być też sukces muzyki Microexpressions w postaci niezwykle pozytywnych recenzji na najważniejszych polskich serwisach Porcys, Screenagers, Wearefrompoland, Uwolnijmuzyke, Magnetoffon, która się przecież tu urodziła. A może chodzi o ten "głęboki śnieg", np. w drodze na Szyszak?

Z powodu remontów a także innych pozytywnie rozwijających się działań, brakuje czasu. Jeszcze tylko wyremontować, utrzymać, pokoncertować, zarobić, rozreklamować, zaopatrzyć, wysprzątać, przypilnować, wymyślić, zaprojektować i wreszcie wykonać. Wszystko to i jeszcze trochę.
Bronek

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Wiosna w żałobie.

Wiosna się okryła na ten dzień białą żałobą, płacząc śnieżnymi łzami nad wszystkimi ofiarami ludzkich tragedii, również karkonoskich.

Cmentarzyk w Borowicach upamiętniający przymusową śmierć jeńców wojennych różnych narodowości, zastrzelonych, wyciśniętych z sił i zaniedbanych. Wybraliśmy się tam właśnie wczoraj pobyć na chwilę w pobliżu tamtej strony.

Łącznie w latach 1940- 1945 pozostało wbrew swojej woli, na zawsze w naszych górach, 800- 1000 budowniczych Drogi Sudeckiej, w planach mającej umożliwić transport wojskowego sprzętu przez Przełęcz Karkonoską, na południe, do Szpindlerowego Młyna.

Koniec Drogi Sudeckiej
Nagła i nieprzewidywalna śmierć zawsze jest tragiczna i smutna, bez względu kiedy i gdzie się zdarza, czy w czasie wojny w jenieckich stalagach, czy w pozornie bezpiecznym dniu- w katastrofie.

Niech będą w pokoju, ciszy i niech już więcej ich żadna wojna i polityka nie dosięgnie, tak jak dziś w karkonoskim lesie.





wtorek, 6 kwietnia 2010

Wielkanocny, kolorowy sen.

Święta Wielkanocne, ruchome, wiążą się z różnorodną aurą. Tegoroczne niespodziewanie zaskoczyły nas wiosną, taką karkonoską, bo i śnieg gdzieniegdzie się jeszcze bieli, a ogrody opanowane są przez krokusy, przebiśniegi, żonkile i błękitne cebulice.

Zaskoczenie było tym większe, że jeszcze w środę nasypało po kostki śniegu i wydawało się, że zima tak łatwo nie odpuści.

Tydzień przedświąteczny przebiegał na przygotowaniach, zwłaszcza na odpylaniu, odkurzaniu i polerowaniu starej stolarki, ukrywającej w swych antycznych, pokornikowych korytarzykach świeży pył, nagromadzony po wierceniu każdej dziury w ścianie, choćby w odległej części domu. Za każdym razem nie wierzyłem, że się uda przywrócić ich dawną świetność, znakomicie uzyskaną przez eksperymentalne potraktowanie podłogi cykliniarką, Bondexem- teak i satynowym Duluksem.

Udało się wszystko, łącznie z ozdobami wielkanocnymi, wyposażeniem i sprzątnięciem nowej łazienki, tuż po przyklejeniu ostatniego dekora. Goście się zjawili terminowo. Na szczęście śnieg dopiero co się prawie roztopił i zaraz wyjrzało słońce, dodając ciepłej żółtości do wiosennych, kwiatowych kolorów.

Drzewa szykują się do zmiany dekoracji. Mogę się jeszcze nacieszyć delikatnymi kreskami bezlistnych gałązek, na których pączki są ledwie widoczne i nie pchają się bezczelnie na pierwszy plan. Te, które nie zdążyły, zostały bezlitośnie wycięte.

Przyszedł doskonały moment na wycieczki po zachełmiańskiej okolicy. Tylko teraz walory krajobrazowe dominują nad przyrodą i w każdym miejscu Zachełmia roztaczają się wspaniałe widoki na wszystkie strony, nieprzesłonięte przez liście na gałęziach.

Nawet w Karpaczu lub Szklarskiej nie ma takiej widoczności z wielu miejsc, jednocześnie na: wschód (Rudawy, Sokoliki, Śnieżka), zachód (Chojnik, Śnieżne Kotły, Szrenica), północ (Przełęcz Karkonoska, Szyszak, Smogornia), południe (Sobieszów, Kotlina Jeleniogórska).

Młodzi skoczyli dziś na Małego Szyszaka (1,8 godz.+ 1,3 godz., 8,5 km x 2), na górze miękki śnieg i mgła (drogą sylwestrową).

Ja zaliczyłem dwie trasy nordic walking z Dharmą zestresowaną krótkim pobytem sympatycznej, ale obcej suni.

Przez 1 dzień przewinął się nadkomplet gości, bo jeszcze 1 pokój pozostał nam wolny i dlatego się dało. W ten sposób poznaliśmy egzotycznego Manuela z Dominikany.

Nie tylko pogoda, nie tylko nasz Murzyn prosto od Szaniawskiego, pośród intensywnych, krokusowych fioletów, stworzyły nieco senny surrealizm tych świątecznych dni.

Trzy płonące tapczany, przy zachełmiańskiej serpentynie, w spokojny, wielkanocny wieczór, zatrzymały Michała. Wraz z zajętym przez ogień drzewem, zostały ugaszone przez dzielną straż pożarną, wezwaną z nr 112. Nie wyglądało to na happening, a raczej na bezmyślną głupotę sprawców, pewnie od lat tych samych, w tym samym miejscu. Brawa i szacunek dla straży.