sobota, 18 lutego 2012

Wiosna 2011 w Wiśniowym Sadzie


I tak to jest. Każdego dnia nie wiadomo za co sie zabrać. Nie ma czasu i siły taczek załadować. Zimy, tak jak ACTA, GMO, NWO i Codex Alimentarius miało nie być, i co? Wszystko jest na swoim miejscu, cóż z tego że po niewczasie. 


Mrozy się ciągną ponad -20 st. przez wiele tygodni, śnieg pada wbrew góralskiej zasadzie: jak mróz to nie śnieg i mało daje zgarnianie go codziennie z dróg komunikacyjnych i z parkingu oraz grzanie w każdym zakatku domu. Rurki radośnie pękają, wybierając najmniej spodziewany moment- gdy odwilż i goście w pokojach, organizując mi nocne zajęcia. Shell zaciera ręce, bo zobowiązania finansowe za gaz osiągają 1% wartości całego domu. Jeszcze 100 lat i będzie można u nas też zatankować.




Znowu zaległości się spiętrzają i to dobrze, bo można się uczyć z nimi normalnie żyć. Normalnie, czyli sprzatając, przyjmując gości, przelewając z pustego konta w próżne, grywając koncerty, próby w Kotlinach- Jeleniogórskiej i Kłodzkiej, odśnieżając, zakładając narty na nogi, siedząc na Facebooku po nocach pomiędzy usuwaniem awarii ogrzewania, skutków nieścisłości wielu prognoz pogody i w ogóle kontrolując funkcjonowanie domu.


Ponieważ słychać już wiosnę 2012 po lasach i łąkach, chcę nadgonić z tą zeszłoroczną. Może i lato 2011 załapie się też na moją determinację. Kontynuuję więc poprzedni wątek.


Nastaje maj 2011, mógłby nazywać się naj z powodu eksplozji wszelkich objawów wiosny. A to zieleni, może już nie tej najdelikatniejszej jak poranny dymek z mgły, który za moment może zniknąć, a to pączki jeszcze nieco opóźnione w stosunku do mniej cierpliwych kolegów na gałązkach, a zwłaszcza kwiaty konkurencyjnie między sobą prześcigajace się kolorem, kształtem, świeżością, młodością każdego najmniejszego pręcika czy okółka.



Fiołki to reprezentacja pełnej wiosny majowej i zakładają filie w każdym ekosystemie: w ogrodzie, na łące, w lesie.




Forsycje specjalizują się w żółtym image i wydawałoby się, że zima ich już nie ujrzy, ale coraz częściej zdarza się i tak.



Stokrotki zaś odtwarzają nocne niebo, tworząc gwiazdozbiory, może i ze wszystkich stron wszechświata, też i Pas Oriona. W tym miesiącu znajdziemy w lasach poniżej nas łany zawilca gajowego.



Gencjany można poszukać przy potoczkach przygrywajacych turystom na szlakach np. Droga pod Reglami czy Petrowka. Nie przy wszystkich strumieniach osiedliły się kaczeńce. Wybierają dolinki poniżej podmokłych rozlewisk na zboczach.



Najbardziej jednak wyczekujemy kwitnienia drzew owocowych i co roku, bez względu na urodzaj, to się staje. Widocznie dopiero potem wybrańcy mają zaszczyt się zapylić i przekształcić w owoc. W tym roku udało się to tylko gruszom i jabłoniom.



Tyle o kwiatach. To one są naszymi ambasadorami wszystkiego co w Karkonoszach najpiękniejsze, zwłaszcza wiosną. A do rzeczy, to są jeszcze i inne formy życia w Górach Olbrzymich.



Poczynając od sarenek, które ujawniają się codziennie przy różnych okazjach i nie raz chciałoby się chwycić za pokrywki w celu przepłoszenia amatorek świetnie kwitnących krzewów. Ostatnio w Zachełmiu widać często orła- bielika, który przeprowadził się (sic!) z Góry Żar na Górę Kucznik, bardziej zachełmiańską.



Nie ujmując niebu, na ziemi też życie się dzieje i chyba bardziej porównywalne z naszym, wszak jeszcze długo nie będziemy tak swobodnie unosić się w powietrzu.



Nowe mrowiska na Górze Przesieckiej bardzo cieszą, może z powodu niedostatku innych latających owadów, nie nadążających z zapylaniem ocalałych po majowym ataku śniegu drzew i krzewów.



Niezłą goście mieli uciechę, gdy 3 maja udali się do zasypanych samochodów z letnimi oponami, aby przez ledwo widoczną serpentynę, zdążyć do pracy w Poznaniu. Skutki tego odczuwamy do dziś.



Jeszcze teraz palę w kominku niezwykle wonną gruszą, śliwkami i wiśniami oraz muszę się tłumaczyć  wszystkim z nadmiaru jabłek.




Jabłonie mamy późne i kwitną też później, więc się na majówkę nie załapały.



Ciekawe jest napotykanie dzikich drzew owocowych w karkonoskich krajobrazach. Ma miejsce to w przypadku starych siedlisk. Często są one do kupienia, poniżej limitu 19 arów, z gwarantowanymi warunkami zabudowy, ze starymi drzewami owocowymi i starymi fundamentami.




O kwiatach można by w nieskończoność.



Tak samo jak o trasach i ścieżkach okrążających Zachełmie.




Nie ukrywam, że wiosenne wycieczki po okolicach smakują jak świeżutka, chrupka, ledwo zielona sałata.



Każda z nich prowadzi do nieco innego świata.


Ponieważ wieś położona jest dokładnie na granicy regla dolnego i pogórza, występują tu wyraźne różnice w krajobrazie, roślinności, a może i w osobowościach ludzkich, jak i w architekturze.





Nawet dziś cały dzień spędziłem na odgarnianiu ciężkiego śniegu (regiel dolny), podczas gdy w centrum Zachełmia (pogórze) było go jak na lekarstwo.


Moim zdaniem i doświadczeniem, granica ta przebiega u nas na wysokości ok. 560 mnpm, tj. wzdłuż warstwicy łączącej np. Przełęcz Różyckiego z remizką OSP.


Zawsze powyżej, wczesną i późną zimą, najdłużej leży tu śnieg. Bywa, że w Wiśniowym świat zaraz ma się skończyć pośród nawałnic, zamieci i huraganów, a tymczasem w Zachełmiu właśnie zaczynają się zielenić łączki.



Jeśli pójdziemy na spacer w dół, na Górę Kucznik, Studnik, natrafiamy na lasy coraz mniej bukowe, bardziej sosnowe, na klony, dęby, jawory, jesiony.




Podobnie kwiaty- koło nas występują storczyki, konwalie, krokusy, lilie złotogłów (rzadko), dziewięćsiły, gencjana. W drugim kierunku fiołki, zawilce, kwiaty polne i bukszpan u sąsiada zamieszkałego niżej, ale za to widokiem.



 I znowu o kwiatach. Tak już pewnie tu musi być.



Między tym wszystkim udało mi się wpisać z ideą Szyszaka, która spowodowała większość opóźnień na tym blogu. Jednak poznać nas można po owocu- płyta "Nasze Karkonosze" jest już do jakby nabycia, bo nie umiem jeszcze wysyłać jej gratis, nie angażując w to resztek środków na karcie kredytowej, która służy do utrzymania płynności naszej działalności, a teraz zaczyna być corpus delicti ogólnego kryzysu i niemożności nadgonienia za podatkami, odsetkami itp. Na ten temat będę się jednak osobno wypowiadał np. tu : www.szyszak.pl.




Lato 2011 mogę zaliczyć do udanych lat. Oby takich jak najwięcej. Udało się być tam, gdzie jeszcze mój wścibski nos nie miał okazji, a także pokosztować nieznanych dotąd przyjemności. 


Rozpoczęło się koncertowanie karkonoskie, jeleniogórskie, które pozwoliło na przejazd do Strzechy Akademickiej, wreszcie zwiedzenie Muzeum Zabytków Miniatur Dolnego Śląska, napatrzenie się na stricte barokową architekturę Kościoła Ewangelicko- Augsburskiego, czy neoklasycystyczną w Kościele Matki Bożej Miłosierdzia, pobrykanie po Parku Norweskim i Muzeum Przyrodniczym lub też pohuśtanie się na ryglach i zastrzałach w mysłakowickim Domu Tyrolskim. 


Ale o tym jeszcze będzie przed czekającym nas w tym roku, upalnym latem 2012.