wtorek, 22 września 2009

Kwiaty i kultura, jesienne.

To nie jest tak. Wcale nam się atrakcje Karkonoszy nie skończyły. Mniej da się napisać o pojęciu samej nieskończoności. Mniej też jest czasu, który przeznaczamy teraz na jakiś biznesplan, na przedłużony sezon turystyczny i walkę z klęską owocowego urodzaju. Im bliżej końca roku, tym więcej trzeba wykonać. Projekty zaczęte w pierwszej części roku teraz się finalizują. Koncert we wrocławskim Madnessie, pełny sukces, 30 słuchaczy, w tym żadnego studenta bez sesji poprawkowej, nawet konieczny był bis, do którego nie byliśmy przygotowani.
Ale jest jesień- to fakt. Kwiatki w ogrodzie są już przemęczone ciągłą ekspozycją. Dużo się we wrześniu dzieje i chyba jest ważniejsze, że się dzieje, niż że się o tym pisze;). Co dopiero będzie w październiku?

Pogoda jest w sam raz. Przepiękne chmurki albo wrześniowa mgła.
I spacery: z Dharmą, z Amelią i Wiktorią, dziewczynkami które nie były jeszcze w górach, a zjawiły się u nas z mamą na życzenie opiekującej się rodziną cioci.

Cudowne, wszędobylskie, fotogeniczne, lgnące do nas przy każdej okazji i bez.


Miło było pokazać im wodospad Podgórnej, Przesiekę, zmieścić się w odcisku kosmity na Kamieniu Walońskim, pozbierać śliwki i pozrywać, zjeść dojrzałe gruszki i wiśnie.

Potencjał artystyczny w regionie aż kipi. Ludzie chcą tworzyć, występować, kreować, grać, malować. Teraz nie mają gdzie tego robić. Ośrodki kultury zanikają w ramach ogólnych oszczędności i wszystko w kulturze się tworzy self made. Tutejszym nielicznym klubom muzycznym zależy tylko na wypiciu piwa, które same sobie warzą.

Nawet w naszej rzeczywistości, bez własnych wyłącznie środków nie zaistniałyby: Teatr Nasz, Microexpressions, mój Back Door, Fundacja "Muzyka Serc", koszule zachełmiańskie, promocja historii i kultury regionu oraz szereg innych inicjatyw.

Np. domowa kawiarnia u Stasi, ewenement wśród podobnych przedsięwzięć. Każdy artysta, nawet amator, jest tu mile widziany, aby tylko mógł się jakoś zaprezentować, na uboczu, pośród zielonych tarasów z okazałym widokiem na pasmo Karkonoszy.

Kwiaty w Wiśniowym przybrały już jesienne barwy i kształty. Płatki powoli chylą się ku upadkowi. Na karnawał liściastych drzew trzeba jeszcze zaczekać. Teraz tylko jego trailer w postaci niedbale rzuconych, pomarańczowych kleksów widać gdzieniegdzie na dolnym reglu.

Wyglądają dojrzale, pięknie pośród spadłych zawczasu liści i traw. Sezon turystyczny i pogodowy się na szczęście przeciąga. Strach by pomyśleć, gdyby było inaczej.

Coraz więcej jest amatorów karkonoskiej przyrody, zmieniającej się według programu pór roku. Kuszą ich też wydarzenia: Jeleniogórski Jarmark Staroci albo turniej piłki plażowej w Zachełmiu z udziałem reprezentantów Polski.

Zaglądają ciekawie w nasz, szykujący się do jesieni zakątek artyści, muzycy, malarze, filozofowie i... młode pary.
TO JE PIGWA
Przez ten cały miesiąc uczestniczymy wytrwale w POKL 6.2. Nadchodzi czas pracy nad biznesplanem i trza by z chłopa- górala przedzierzgnąć się w ekonomistę- amatora i w specjalistę od komputerów, Excela i drukowania.

Chyba jednak będą zmiany, w organizacji pobytów, ilości miejsc (plus 5), standardu- wszystko dla gości, miejmy nadzieję, że jeszcze w tym roku. Okazuje się, że te 40 tys. nie wystarczą nawet na 2 "pokoiki".
A teraz aronia na aroniówkę, dziś już zerwana.

Dotacje, kredyty, wysiłek i ryzyko nasze. O tym marzyliśmy, do tego dążymy, ale czy to nam coś ułatwi- zobaczymy, bo nie jest do końca oczywiste. Dla takich uśmiechów wszystkiego warto spróbować.

niedziela, 6 września 2009

I znowu jesień.

I tak nastał wrzesień, koniec wakacji, też i koniec lata. Zmiana pór roku jest u nas, w otoczeniu przyrody, wyraźnie widoczna, a ostatnio coraz bardziej gwałtowna. Każda zmiana w otoczeniu wiąże się z pewnym niepokojem u istoty ludzkiej, dążącej usilnie do stabilizacji i niezmienności, mimo że znakomicie potrafi dostosować się do nowych warunków życia.

Z roku na rok mamy coraz większe doświadczenie w dopasowywaniu się do pór roku i lata może szkoda, ale jesień zawsze przynosi mnóstwo nie tylko estetycznych wrażeń, które najdłużej pozostają w pamięci.
W tym okresie nadchodzą też wyzwania. Jednak załapaliśmy się na POKL6.2 z listy rezerwowej i szanse otrzymania bezzwrotnej unijnej dotacji wzrosły z 1:22 do 1:2. Wszystko zależy od atrakcyjności biznesplanu, bezbłędności wniosku i ukończenia kursu prowadzenia działalności gospodarczej na wypadek super innowacyjnego pomysłu budowy w Zachełmiu kopalni skalenia albo fabryki samochodów małolitrażowych "Liczyrzepka", chociaż te 40 tys. nie wystarczą nawet na jedną koparkę.

W mieście wczesna jesień przejawi się może zżółceniem trawników, zwiędnięciem bratków na klombach, a u nas czuć ją wszystkimi zmysłami: dopełnianie się kolorów, szelesty liści, śpiewy ptaków i owadów, zapachy suchych liści, jesiennych bylin i ziół, temperatura i kąt padania promieni słonecznych, lekko przymglona perspektywa powietrzna.

Jesienne kwiaty są też inne, inaczej "wychowane", dostosowane do temperatury, wilgotności, intensywniejsze w barwie. Chcą się koniecznie wyróżnić na tle złamanej zieleni i pastelowo- pstrokatych liści.

Krajobrazy powoli przygotowują się do corocznej premiery, jakże ważnej i wielkiej ekspozycji gór Olbrzymich w otoczeniu pokolorowanych szaleńczo buków, brzóz, dębów, modrzewi oraz pozostałej drobnicy: krzewów, kosodrzewiny, mchów, wrzosów, wybujałej po lecie, żółto- brązowo- zielonej trawy.

Zwierzęta nasze cieszą się z nadchodzącej jesieni. Dla nich jest to lepszy czas, chłodniejszy, obfitszy w przeróżne bodźce zapachowo- akustyczne, w mniejsze i większe żyjątka wychodzące z nor w poszukiwaniu zapasów na zimę. Mają też więcej szans na spacery po górskich lasach pod pretekstem zbierania grzybów, jeżyn i fotografowania wszystkiego, czym jesień w górach co roku zachwyca.

Wyjątkowość starych sadów, oprócz naturalnych odmian owoców nienawykłych do kontaktu z chemią, polega też na cykliczności urodzaju, wzorem z jednorękiego bandyty. Nam tym razem obrodziły aronie, gruszki i śliwki. Podejrzewam, że nie ma już wielu takich miejsc, gdzie i gospodarze i goście mogliby jeść owoce prosto z drzewa w dowolnej ilości, a ubytku nie byłoby widać.

Na razie nie mogę się doprosić o swobodne częstowanie się, tłumacząc, że owoce nie tylko leżą na półce wraz z ceną w hipermarkecie, ale też czasem rosną na drzewach i wolno je bezkarnie, za darmo jeść, sprawiając jeszcze dodatkowo przyjemność właścicielom.