niedziela, 23 listopada 2008

To już zima.


No i stało się, to co musiało. Jednego dnia złota jesień ustąpiła białej zimie.

Przełom ten jest niełatwy do pogodzenia się z nieuchronnością przemijania pór roku. I można sobie powtarzać, że przecież to tylko czas, czwarty wymiar, a my jesteśmy tylko małym elementem złożoności wszechświata.


W każdej sekundzie coś się kończy i natychmiast zaczyna. Próbuje się żyć jakby wszystko wieczne było, ale w górach prawdziwy rytm świata jest szczególnie widoczny i daje nam odniesienie, wzór na rzeczywisty upływ czasu, sygnalizując to czym się da: kolorem, powiewem, odgłosem, temperaturą, nastrojem.


Górska natura dodatkowo pokazuje wyższość piękna, czyli dobra nad złem, dekorując fantastycznie niemiłe czasem dla człowieka zjawiska: w światło pioruna, w kolory tęczy po deszczu, w ciepło puchu śnieżnego, w mroźną perspektywę i widoczność krajobrazu, w barwy więdnących liści, w dynamikę śnieżnej zamieci, w strumienie kłębów mgieł w dżdżysty dzień, w moc szumiących drzew czy wezbranych potoków, albo w uczucie jedności świata zawarte w większej ekspozycji.


Też i z domu wychodzić nie trzeba, by obserwować, najlepiej ponad butlami z nalewką malinową na oknie, jak zima zaczyna swoją kadencję.




Ludzie potrzebują trochę czasu, aby to zaakceptować, zmienić opony, odkurzyć narty, kupić rękawice, przyzwyczaić się do chłodu i zatęsknić za białymi landszaftami.


Listopad zwykle przynosi jeszcze jesiennych turystów lub też i przypadkowych, a ja płynnie przechodzę od grabi do łopaty śniegowej.










Zobaczę za tydzień jak to wszystko w Anglii wygląda. Ryanair 80,64 zł w jedną stronę.

Skromne, honorowe wyróżnienie w lokalnym fotokonkursie:


niedziela, 9 listopada 2008

Taniec Eleny

W Wiśniowym Sadzie długi weekend, a to oznacza zawsze, że wszystkie pokoje są zajęte. Akurat joga w ostatniej chwili zmieściła się w trzech.
Przez chwilę mgły zapanowały nad naszym światem, zaraz ma być dużo pogodniej. Ciekawe czy w listopadzie jeszcze się ktoś pojawi. Wszystko wskazuje na to, że nie. Chociaż rok temu w każdy listopadowy weekend ktoś był, ale tylko w dwóch lub jednym pokoju i to najwyżej na 2 dni. Taki jest urok najmniej popularnego miesiąca.

Z drugiej strony jednak listopad swoją zmiennością pogody, światła, zapowiedziami zimy należy do moich ulubionych okresów. W mieście ten czas rzeczywiście jest stracony, ciemnością za dnia, błotem na ulicach, mało zachęcającą do wyjścia temperaturą. W górach to przedstawia się inaczej. Tu najczęściej głównym celem jest pokonywanie wysokości i odkrywanie tego co dzieje się za kolejnym wierzchołkiem, przełęczą lub polaną oraz za oknem każdego poranka. Sprawia to, że o tej porze odmienność skali wrażeń w mieście, a w górach na wsi, jest ogromna i mało kto o tym wie, mało kto podejrzewa.
Rzeczywiście dziś słońce, ciepło i wiatr w całej okazałości. Idealnie wycieczkowo. Z Jeleniej Góry dowiozłem jeszcze Panią do jogi. Znowu tona jabłek ubarwiła trawniki.














Dzień w tonacji Tańca Eleny M. Lorenca, którego córkę miałem okazję poznać 40 parę lat temu. Jest w nim tyle smutku co radości, tyle tajemnicy co szczerości.


wtorek, 4 listopada 2008

Wszystkich Świętych

Jak co roku w dniu Wszystkich Świętych wycieczka do Kłodzka. Pogoda wymarzona, optymistyczna, nawet ruch na drodze wydaje się niewielki. Do przełęczy Okraj to jeszcze nasz rewir. Od razu widać po widokach. Karkonosze i ziemia jeleniogórska, to nie tylko kraina pałaców i ogrodów, ale głównie krajobrazów.

Z tego powodu też w drodze powrotnej zahaczyłem o Witoszę w Staniszowie. Wreszcie Krzyś, mieszkający u podnóża góry, pokazał miejsce, z którego Rischmann wygłaszał swoje wielkie przepowiednie i proroctwa, a właściwie czynił to głos, którego pustelnik, niemowa zresztą, był medialnym ziemskim- przedstawicielem.

Zdobywszy 3 punkty wysokościowe, w tym postument opuszczony przez 14- metrowego Bismarcka, zarezerwowaliśmy miejsca w pobliskim pałacu Staniszów na wieczorny koncert zaduszkowy.

W domu spokojnie, goście pojechali, znicze się w ogrodzie świecą dla bliskich i dla nieznajomych, być może spoczywających też gdzieś w pobliżu.
Jest historyjka, że w sąsiedniej willi przed wojną, mieszkający tam bogaty stomatolog, zastrzelił niewierną żonę i pochował ją w ogrodzie. Informację tą dementuje Lisa, która się w naszym domu wtedy urodziła, ale potwierdza nasza była sąsiadka A., która widywała onegdaj świetliste kwanty nieszczęsnej niewiasty między pięknymi, okazałymi krzewami porastającymi park oraz ponownie palące się znicze, wygasłe wcześniej po Zaduszkach.Józef Skrzek w pałacu Staniszów, pałacowe tapety i mozaikowe posadzki, czarny fortepian Berdux München, antyczny świecznik. Powiało latami 70- tymi: SBB, "Z których krwi krew moja", "W kołysce dłoni twych", "Freedom with us". I nie tylko: kołysanka z "Rosemary's Baby", "Josephine".


Józef, nieśmiały, skromny, z tym samym jak kiedyś, dobrze osadzonym, czystym a zarazem ciepłym brzmieniem głosu. Wspomniał spoglądających z góry swoich przyjaciół: Niemena, Kubasińską, Riedla.
Mało brakowało, a grałby do dziś, ponieważ nie miał sposobu na zdecydowane zakończenie recitalu, a publiczność celowo mu tego bynajmniej nie ułatwiała.

To kolejny w tym roku, jeden z wielu, karkonoski event. Cieszy mnie niezmiernie, że kultura w Kotlinie Jeleniogórskiej tak szybko teraz się regeneruje. Warszawiak Filip stwierdził, że przez cały rok nie był na tylu dobrych koncertach i imprezach w stolicy, na ilu się znalazł w ciągu zaledwie kilku wakacyjnych dni w Karkonoszach np.: A. Vollenweider (to akurat poprzednim razem), Kutowie, Jenny Wiesgerber & Camel, Sikorowscy, Soyka, WGB.

sobota, 1 listopada 2008

Cmentarze


Dzień zmarłych, to głównie cmentarze a na nich kwiaty, znicze, wspomnienie bliskich i znajomych, których już nie ma po naszej stronie. W tym roku 2 znajomych Zachełmiaków wybrało inne góry, już nie do przetrwania i zdobywania.
Pogoda wyszła naprzeciw i zachwyca słonecznymi, kolorowymi dniami. Kiedyś bywało, że bez łopaty, łańcuchów i skrobaczek nie dało się dojechać do cmentarzy.
Dzień ten zawsze przynosi coś nowego, chociażby niezwykłą pogodę, poznanie nowego człowieka, miejsca, widoku, trasy. Nieraz dziwnym trafem zanosiło mnie na różne miejsca pochówku. Poza cmentarzami w Podgórzynie, Jeleniej Górze i Kłodzku bywało się w Sobieszowie, Cieplicach, a i pośród barokowych kaplic kościoła garnizonowego (p. w. Podwyższenia Krzyża Świętego), grobów rodziny Cogho pod Chojnikiem, czy też na Placu Kombatantów (to dawny zlikwidowany cmentarz przy kościele ewangelicko- augsburskim), przy Wangu i na Drodze Sudeckiej. Kiedyś będzie też coś o tym.




Dziś P. Raypath podzielił się porażająco pięknym widokiem w Sosnówce. Zabronił mówić gdzie to jest.


W powrotnej drodze machnęliśmy po placku górskim, jedynie tu tak wybornie smakującym, w przesieckiej gospodzie "Przy Skałkach". Trzymamy za nich kciuki. Pewnie dlatego tak nieźle idzie. Wiadomo jak ważne są dla turystów miejsca, gdzie można smacznie zjeść i najlepiej gdyby było niedrogo, o co łatwo nie jest. SZYBKO, SMACZNIE, TANIO- w każdej knajpie tylko 2 z tych przysłówków podobno mogą być jednocześnie adekwatne. .
Goście weekendowi się zameldowali, zresztą chyba już 10 raz.