wtorek, 24 marca 2009

W garncu.

Pogoda niestety jest typowa. Żadnych cudownych anomalii się nie doczekaliśmy. Jak to w Karkonoszach, jest wszystko oprócz upałów i burz. Drewno do kominka przeznaczone na ten rok się kończy, gości przez 4 dni nie ma w ogóle, a więc wiosna już bardzo blisko. Zabawa w "ciepło- zimno" do końca marca. I pewnie dlatego bez większego kryzysowego kredytu się nie obejdziemy.

Nawet rzęsisty deszcz w niedzielę nie pozwolił na wejście w jakuszyckie trasy. Jakiejś imprezie biathlonowej to nie przeszkodziło. Cóż, nie jesteśmy zawodowcami. Udało się jedynie zjeść dobrego pączka i jeszcze lepszą kawę oraz porozglądać się po zamglonej polanie.
Po drodze jeszcze sernik w szklarskiej Finezji.

W ogrodzie teraz prawie jak w "naszych pokojach" na stronie- biała pierzynka przykrywa i odkrywa mające wszystko w nosie, wiosenne przebiśniegi. Otrzymały kiedyś rozkaz rośnięcia o tej porze roku i tego się trzymają. Pamiętam jak w czasie remontu dachu, przebiły nawet 2 warstwy leżącej papy, dziwiąc się, co ten śnieg dziś taki czarny i taki twardy.




Błogosławiąc moje pląsy z kosiarkami wokół kęp od kwietnia do lipca, wyrastają teraz coraz to nowszymi zastępami. W tej chwili śniegu jest po kolana, więc nie widać nic.

Jak Sześciu Wspaniałych, zachełmiańscy gestorzy, spotkaliśmy się w sprawie turystycznej broszurki o Zachełmiu w kolejnej w Karkonoszach, klimatycznej gospodzie Róża Wiatrów Sobieszów, pod Chojnikiem. To nic, że consensus miał na uwadze tylko J.T., właściciel. Od broszurki do ulotki, składanki, dla przewodników i turystów, dla nas, po muzeum w Zachełmiu, oznaczenia, Polską Ścieżkę Zdrowia.

Ważne, że chcemy coś wspólnie zdziałać, nie oglądając się na politycznych liderów, samorządowców i unijnych pasibrzuchów. Że będzie to trwało? Normalnie, jak nadejście cywilizacji do buszu, krok po kroku, "róbmy swoje" za swoje.
Swoją drogą to niespodzianka, prawdziwa żeglarska knajpa w górach. 580,24 km od najbliższego portu, ale parę metrów dalej mieszka też najprawdziwszy kapitan J.J., pływający od lat dla holenderskiego armatora.

Odkrywam następne, unikalne, typowe dla Zachełmia widoki, zresztą w coraz większej ilości "na sprzedaż".

niedziela, 15 marca 2009

Uroki marca.

W Anglii pełnia wiosny, ciepło, kwitną kwiaty, we Wrocławiu bez śniegu, wschodzą krokusy, a u nas w Zachełmiu Górnym jeszcze zimowo, przedwiosennie. Bardziej sięgam za śniegową łopatę niż za grabie.
W naszym miejscu pory roku są niezmiernie wyraziste i każdy miesiąc przeżywa się inaczej. Tak jest na wysokości 600 m n.p.m. (regiel dolny) i w dodatku w Karkonoszach, które jako jedyne góry w Europie strefę alpejską mają znacznie niżej, już od 1000 m.

Wynika to z położenia, czyli szerokości geograficznej, usytuowania w stosunku do prądów powietrznych a także z budowy geologicznej i ich historii powstawania, zwłaszcza w okresie nasilonej erozji. Takie elementy jak torfowiska, kotły polodowcowe, moreny, jeziorka, niezliczone skałki, rynny gruzowe to nasze codzienne środowisko.

W ostatnich dniach natura postanowiła pokazać w pełni swoją marcową schizofrenię. Od zamieci, śniegu z deszczem i chłodu po słoneczne, lub mgliste czy rzęsisto deszczowe, bezwietrzne momenty. Dlatego też mamy obok półmetrowych zasp, kwitnące śmiało przebiśniegi i obok zielonkawej trawki, pełne uroku błoto śniegowe.

Pokoje o dziwo są wykorzystywane nie mniej niż to w marcu bywało. Ludzie zmęczeni miejską zimą, sesjami, pracą, kryzysem, chcą chociaż przez chwilę pobyć w górach z marcową przyrodą, jaka by nie była. Dobry czas na krótkie spacery na Chojnik, wodospad Podgórnej i na wypady do Karpacza, Szklarskiej i Jakuszyc.

niedziela, 8 marca 2009

Między zimą a wiosną.

Mamy już wiosnę. Jednak można jeszcze się przenieść, jeśli ktoś chce, w pełnię zimy, np. Jakuszyce lub trochę wyżej.
W Harrachovie nastroje są całkiem zimowe. Widać na chodnikach, że Czesi mają większe zimy.

Nasze 600 m n. p. m. jest o tej porze roku strefą przejściową, magicznym portalem, przez który blisko jest i do wiosny i do zimy, także w góry i do kotliny.

Jeszcze wczoraj pomykałem z gośćmi po jakuszyckich trasach, przygotowanych na dzisiejszy bieg. Reprezentacja Wiśniowego Sadu, po raz ostatni bez mojego udziału, zajęła wysokie lokaty w 4- tej, 5- tej i 6- tej setce na ponad 3 tysiące uczestników.

Ta zima zdecydowanie określiła moje nowe hobby: biegówki. Pojutrze kolejny, 7- raz w sezonie, ujrzę białe przestrzenie, poupychane przybielonymi świerczkami, przecinane wyraźnie śnieżnymi trasami, po których się biegnie, frunie, zjeżdża bez większego wysiłku, doświadczając swobody miejsca i ruchu.

W Zachełmiu spokojnie, zimowo- wiosennie, marcowo- sennie. W pokojach na 2 dni pusto. Zapełniają się miesiące letnie.

Z ciszy i spokoju korzystają sarenki, poszukujące wyłaniających się ze starego śniegu smakołyków. Ptaki ćwierkają wesoło do powiększającej się zieloności. Zwierzynie domowej to też pasuje.

niedziela, 1 marca 2009

Znowu Jakuszyce

Czas chyba już odwołać zimę, chociaż śniegu jest jeszcze w bród. Codziennie ubywa go o 50%. Mam nadzieje, że zdążę zatankować gaz, zanim się całkowicie skończy.
Na pewno koniec odśnieżania, nawet z dachu spadło prawie wszystko. Na pewno nie koniec biegówek, saneczek, zjazdówek i innych zimowych przyjemności. Jednak mimo to, jak zwykle w takim czasie pojawiają się niespodziewane problemy. Nadjeżdżających do nas wczoraj gości, tępy GPS skierował w leśną dróżkę za wcześnie. I nie dość że do konkurencyjnej agroturystyki, to jeszcze zagrzebali się w śniegu akurat na pochyłości. Nie pomogło odkopywanie, popychanie, rozpędzanie się, sypanie popiołem i ciągniecie Skodą ustrojoną w łańcuchy. Pomógł Maciej, konkurent z trzeciej jeszcze agroturystyki i swoim jeepem zręcznie wyciągnął na równinę nieszczęsną Toyotkę. Wszyscy tu dbamy o gości przybywających do Zachełmia. Nie tylko wszystkie dzieci są nasze.
Zdarzyła się też okazja zarazić biegówkami kolejnego gościa. Biedny P. miał narty pierwszy raz w życiu na nogach, ale też być może od tego zacznie się jego nowe życie.
Klimat Polany Jakuszyckiej nie zawiódł, zademonstrował się w pełnej krasie, jak również Orle z wyśmienitą grochówką i ze swym prowizorycznym charakterem.




O dziwo ratrak wyrównał nam drogę powrotną, co i tak pozwoliło mi stwierdzić, że człowiek to genialna, boska kompozycja, złożona perfekcyjnie z kości, stawów, wytrzymałości i ambicji.
Z wdzięczności za pokazanie tak atrakcyjnego sposobu oderwania się od szarości pozakarkonoskiego świata, P. ugościł mnie w niesamowitej gospodzie "Wedle Bucków"- Jagniątków.
Styl ludowy, podlaski, jedzenie polskie, nad wyraz uprzejma obsługa, kupa kasy w wykończeniu, które też jest zrealizowane i dopięte do końca. Czyli wszystko to, czego nie lubię. Ale jednak w każdym punkcie widać pasję, estetykę przemyślaną i niebanalną.
Z zachwytu oniemiałem, oddając się degustacji "michy mnicha", a P. zajął się przystojną kelnerką:
- Co może Pani mi polecić, jakąś specjalność może?
- Specjalizujemy się w przepiórkach, ale niestety dziś nie mamy tej potrawy w ofercie.
- Takie coś bym chciał, ale co mam w takim razie zrobić?
- Hmm. Może mógłby Pan je upolować?
- O! Bardzo chętnie. Już mam taką jedną na oku.
W rezultacie P. pocieszył się gulaszem z dzika, pysznym, ale nie najtańszym. Kontynuując odwdzięczanie się, P. położył na wiśniowy stół obiecany kiedyś, pełny zestaw Raypath, co pewnie rozpocznie kolejny, nowy etap w mojej karierze sprzątacza pokoi w idealnej, ekologicznej jakości. Ku chwale WS.