niedziela, 1 marca 2009

Znowu Jakuszyce

Czas chyba już odwołać zimę, chociaż śniegu jest jeszcze w bród. Codziennie ubywa go o 50%. Mam nadzieje, że zdążę zatankować gaz, zanim się całkowicie skończy.
Na pewno koniec odśnieżania, nawet z dachu spadło prawie wszystko. Na pewno nie koniec biegówek, saneczek, zjazdówek i innych zimowych przyjemności. Jednak mimo to, jak zwykle w takim czasie pojawiają się niespodziewane problemy. Nadjeżdżających do nas wczoraj gości, tępy GPS skierował w leśną dróżkę za wcześnie. I nie dość że do konkurencyjnej agroturystyki, to jeszcze zagrzebali się w śniegu akurat na pochyłości. Nie pomogło odkopywanie, popychanie, rozpędzanie się, sypanie popiołem i ciągniecie Skodą ustrojoną w łańcuchy. Pomógł Maciej, konkurent z trzeciej jeszcze agroturystyki i swoim jeepem zręcznie wyciągnął na równinę nieszczęsną Toyotkę. Wszyscy tu dbamy o gości przybywających do Zachełmia. Nie tylko wszystkie dzieci są nasze.
Zdarzyła się też okazja zarazić biegówkami kolejnego gościa. Biedny P. miał narty pierwszy raz w życiu na nogach, ale też być może od tego zacznie się jego nowe życie.
Klimat Polany Jakuszyckiej nie zawiódł, zademonstrował się w pełnej krasie, jak również Orle z wyśmienitą grochówką i ze swym prowizorycznym charakterem.




O dziwo ratrak wyrównał nam drogę powrotną, co i tak pozwoliło mi stwierdzić, że człowiek to genialna, boska kompozycja, złożona perfekcyjnie z kości, stawów, wytrzymałości i ambicji.
Z wdzięczności za pokazanie tak atrakcyjnego sposobu oderwania się od szarości pozakarkonoskiego świata, P. ugościł mnie w niesamowitej gospodzie "Wedle Bucków"- Jagniątków.
Styl ludowy, podlaski, jedzenie polskie, nad wyraz uprzejma obsługa, kupa kasy w wykończeniu, które też jest zrealizowane i dopięte do końca. Czyli wszystko to, czego nie lubię. Ale jednak w każdym punkcie widać pasję, estetykę przemyślaną i niebanalną.
Z zachwytu oniemiałem, oddając się degustacji "michy mnicha", a P. zajął się przystojną kelnerką:
- Co może Pani mi polecić, jakąś specjalność może?
- Specjalizujemy się w przepiórkach, ale niestety dziś nie mamy tej potrawy w ofercie.
- Takie coś bym chciał, ale co mam w takim razie zrobić?
- Hmm. Może mógłby Pan je upolować?
- O! Bardzo chętnie. Już mam taką jedną na oku.
W rezultacie P. pocieszył się gulaszem z dzika, pysznym, ale nie najtańszym. Kontynuując odwdzięczanie się, P. położył na wiśniowy stół obiecany kiedyś, pełny zestaw Raypath, co pewnie rozpocznie kolejny, nowy etap w mojej karierze sprzątacza pokoi w idealnej, ekologicznej jakości. Ku chwale WS.

1 komentarz:

unfal pisze...

No, bo tez wcale do Was ani do konkurencji łatwo trafić nie jest:).My wjechaliśmy pewnemu panu prawie pod dom i do stawu z wyjazdem też był kłopot. Pan patrzył z pobłażaniem, że setny raz ktoś nie wie gdzie jedzie :)