Można i tak. Od 10 lat grupa skupiająca sie wokół znakomitego człowieka, Zachełmianina z miłości, taternika, Freda, naszego przyjaciela przez 30 lat, wybiera się na Sylwestra na Mały Szyszak (1435 m npm) i to nie cały czas po szlakach.
Jest to góra, którą widać wysoko zaraz po wjeździe do Zachełmia. Ceremoniał ten jest powtarzany co roku w różnym składzie. Niezmienny udział w wyprawach ma Fred. Tym razem było nas 17, a z powrotem 19. Bywa, że w górach 2+2 nie zawsze = 5. Tym razem też wziąłem w tym udział, pierwszy raz w świątecznych okolicznościach, po to, aby sięgnąć do swojej głębi, w niezwykły czas, w niezwykły sposób. Właściwie sam na sam ze średnio zimowo dostępną górą, ze swoimi mięśniami, ścięgnami, oddechem, żołądkiem, wreszcie sercem i świadomością.
Ukoronowaniem wysiłku jest osiągnięcie celu i nadzieja, że na szczycie otrzymamy koniec i premię. Tak też się stało- idealna widoczność, zero wiatru, gorąco -3 st. (inwersja). No i ten spektakl sztucznych ogni, od Szpindlerowego Młyna, przez Szklarską, Piechowice, Sobieszów, Cieplice, Jelenią, Karpacz, Kowary i Śnieżkę.
Z Zachełmia samego marszu w sumie 5 godzin, tam i z powrotem, ale wyszliśmy o 19- tej, powrót na godz. 3, z licznymi postojami, m. in. na Odrodzeniu (nie polecam). Za rok może się uda pójść samemu? Np. w Śnieżne Kotły, albo do Samotni. To by było.
Goście powoli opuszczają pokoje, zachwyceni, i miejscem, i scenerią zimową. Następni od poniedziałku, odbiór na stacji Sobieszów, może też od Pawła z hotelu.
Dziś spacery z Dharmą poprzez hotel Chojnik, w którym pogadaliśmy z niezwykle sympatyczną recepcjonistką Karoliną o Rudawach Janowickich.
Pogoda dalej wyśmienita. Od gości sylwestrowych, którzy przenocowali ten dzień w Samotni, wiem że wiatr dość mocny 50 km/h i temperatura - 15 st., co było widać na ich miłych twarzach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz