Rajd Karkonoski już przez 24 lata odcina nas na parę godzin od świata. I rzeczywiście wtedy, zwykle w niedziele, można robić to co się chce: nic, kibicować rajdowcom, leżeć w hamaku wsłuchując się w dobiegający z oddali warkot tuningowanych silników i w wycie kogutów rozpoczynających rajd.
Wbrew tej idei dla Zachełmia nie wynika z tego żadna promocja, poza chwilową obecnością tu takich nazwisk jak św. p. Bublewicz i Kulig, Hołowczyc, Kuzaj, Kuchar itp.
Któregoś razu niedaleko nas ze skarpy zjechał jeden z uczestników, zatrzymując się na jednej z wiśni i jej właściciel, znany z rozmaitych zadym zachełmiańskich, wsławił się pozwem o odszkodowanie za stratę drzewka. Tego roku odbyło się "tylko" jedno dachowanie.
Gościliśmy w tych dniach gości z kotkami- dachowiec Niufka i syjam, obydwa całkowicie domowe. Państwu z Poznania przyszło zapamiętać na długo ten pobyt. Pewnego dnia Niufka, znudziwszy się ciągłym siedzeniem w pokoju, zdecydowała ruszyć na podbój Karkonoszy, zeskakując 3 m z balkonu, rozpoczęła w ten sposób imponującą akcję poszukiwawczą, polegającą na nieprzerwanym czuwaniu w ogrodzie, rozwieszeniu 16 ulotek i penetracji całej Góry Przesieckiej.
Trwało to 2 dni. Państwo przedłużyli o 1 dzień pobyt (z oczywistą zniżką). Otrzymaliśmy kilka sygnałów od szokująco dobrych ludzi. W nocy widziano ją w pobliskim, nieczynnym ośrodku Karłowiczówka, jednak nie udało się namierzyć. Jakież było zdziwienie i radość właścicieli, gdy następnego dnia tuż przed odjazdem, kotka wyszła, jak gdyby nigdy nic, spod łóżka w pokoju w Wiśniowym Sadzie i całkiem innego (pozytywnego sic!) wymiaru nagle nabrała wymiana fotoaparatu po zamoknięciu, ugryzienie małego Wojtka przez kleszcza i zarysowanie okularów.
Pogoda jest bardzo zmienna, więc wyprawiam się z Dharmą na spacery o różnych porach, a zwłaszcza wieczorami. Światło w górach najciekawsze jest o świcie i o zmierzchu.
Tego pierwszego nie próbowałem jeszcze chyba nigdy, za to wieczorem high life.
W Borowicach pierwszy raz na Gitarą i Piórem byłem chyba w 1990 roku- druga edycja. Pamiętam jak Waldek Szczerba osobiście, nieporadnie wprowadzał w klimaty karkonoskie. Garstka słuchaczy, wykonawcy prawie nieznani. Już wtedy wiedziałem, że się to rozwinie i stanie głównym festiwalem piosenki turystycznej w Polsce- to prawda! Z późniejszych lat pamiętam: Marek Grechuta i jego wysiłek aby wystąpić, Ryszard Rynkowski ze wspaniałymi interpretacjami Joe Cockera, na którego koncercie w Chorzowie też byłem, G. Turnaua przechadzającego się po Borowickiej Polanie. Niestety w zeszłym roku ten nasz główny polski bard przeszedł na garnuszek Karpacza.
Widzieliśmy pląsanie "na stole" po północy Renaty Przemyk, czy bogobojne pieśni polskiej S. O'Connor- Antonina Krzysztoń, również Gintrowski, Sikorowscy, Bukartyk, Sojka, Woźniak, Lubomski, Filar, Szałapak, Adamiak z jej Poniedzielskim oraz zespoły: Wolna Grupa Bukowina, Stare Dobre Małżeństwo, Nasza Basia Kochana, Wyspa, Brathanki, Czerwony Tulipan, Raz Dwa Trzy itd.
W Wiśniowym Sadzie, wieczorem, słychać dobrze muzykę z Polany, na tyle wyraźnie aby rozróżnić wykonawców i ich utwory, niektórzy potrafią przy tym tu tańcować.
W tym roku miał miejsce rewelacyjny występ czeskiego Wysockiego- Jaromir Nohavica, przyjaciela WGB, który zakochał się w Borowicach (tak jak i Soyka) i zapowiedział wielki koncert w przyszłości.
Trzymamy za słowo i oczywiście za nogawice.
W ostatniej chwili Tomasz z www.borowice.pl zdołał go namówić na przyjazd, więc nie było do końca wiadomo.
fot. www.jelonka.com
7 komentarzy:
Ja jak zawsze mam pomysła :) I dawno bym bloga rozpropagowała gdyby nie to co przeczytałam na samym początku o tym ,że blog ma być przypadkiem odnajdywany. W razie zmiany nastawienia prosiemy o znak jakowyś.
Reszta - jak zawsze bez zarzutu. Pełnia nastroju. Czuć zapach gór i lekkiej osiadającej mgły.
O wyścigach czym prędzej zapominam, bo szkoda tej reszty.
Mój blog to jest właśnie taka lekka mgła, nasze myśli unoszące się nad Ziemią, osiadające tam gdzie potrzeba. I chyba tak jest OK. Chociaż od początku miało to być moje osobiste zaprezentowanie walorów naszej karkonoskiej okolicy, ale jeszcze nie nadszedł moment by z tym gdzieś dalej wychodzić. Wszystko i tak jest publiczne. I tak można z tym robić co się chce, więc ważne nie jest. Reszta jest OK, wyścigi zresztą też. Były, minęły, a nastroje dalej są, pełne górskiego zapachu, a w dodatku myślę, że wszystko to i tak nie jest do szczęścia konieczne. Pozdrawiam bardzo.
Powiem tylko tyle- nie zawiodłam się, a resztę rozstrzygnie los.
Nohavica - my love!!.. toż był ci on na wyciągnięcie mojej leniwej ręki z Podgórzyna, czemu nic nie było wiadomo? trudno, odbilam to sobie w Katowicach w przeswietnym teatrze "Korez", o ktorym warto slyszeć:)
Pozdrawiamy serdecznie razem z naszym syjamkiem Leonem :) Pamiętamy poszukiwania Nirtii, dobrze, że wszystko szczęśliwie się zakończyło.
Leonek w Wiśniowym Sadzie >>>
Iwona, Artur i Leonek ;)
Także pozdrawiamy serdecznie i szykujemy się na przyjęcie Leonka. Myślę że na balkonie przeszklonym będzie mu bezpiecznie. U nas zawsze wszystko kończy się szczęśliwie.
Na pewno będzie bezpiecznie, przypuszczam, że stanie się jego ulubionym miejscem :)
Pozdrawiamy serdecznie z Wrocławia :)
Prześlij komentarz