sobota, 11 lipca 2009

Chojnik i stawy Podgórzyńskie

Od końca czerwca trwa sezon w całych Karkonoszach a przede wszystkim w Wiśniowym Sadzie. Prawdę mówiąc tłumów nie widać na szlakach, ale u nas do połowy sierpnia nie ma już wolnych pokoi i głównie zajmuję się wysyłaniem takiej informacji. Wychodzi mi, że teraz w Karkonosze jedzie się od 01.07 do 23.08., taki wariant kryzysowy, że jeśli już się musi, to właśnie tylko w tym terminie. W zeszłym roku też tak było, ale od końca czerwca do początku września. W polskiej turystyce nie jest łatwo- specyficzne zapotrzebowanie na wypoczynek w górach zależne jest od wszystkiego: kursu walut, tempa wzrostu dochodu narodowego, stóp bankowych, pogody, pór roku, kryzysu w USA, zagrożenia powodziowego, za dużo śniegu, za mało śniegu, stopy bezrobocia, rządzącej frakcji politycznej. Jednak zdecydowaliśmy się iść w to głębiej, wypełniając i składając kwestionariusz pozwalający na ubieganie się o dotację od miłościwej Unii, o jednorazowe wsparcie w wysokości 40 tys. zł w zamian za pogodzenie się z dość śmiesznym i trochę niedoskonałym sposobem naboru, mającym też na celu wygenerowanie przychodu jednej z wielu agencji oraz z przejściem z agroturystyki na działalność gospodarczą. W sumie szansa jest duża 1:20. Gra świeczki warta nie jest. I tak wszystko będzie trzeba z nawiązką zwrócić Urzędom, Ubezpieczalniom, doradcom, projektantom i bankom. Ale gramy, chociażby po to, aby jak najdłużej i jak najwięcej pokazywać otaczające nas piękno, w necie i potem na żywo.

Podobnie jak mieliśmy okazję pozachwycać się z gośćmi z Warszawy pięknymi widokami z Chojnika. Po drodze wpierw spenetrowaliśmy naszą Czerwoną Jaskinię.

Kolejny raz nie znalazłem tu złota ani turmalinów, spodumenów, kolumbitów, granatów, fluorytów, apatytów, cyrkonów, kasyterytów, korundów, wolframitów, topazów, aeschynitów, które w pegmatycie często występują.

Znaleźliśmy za to wspaniały las bukowy, porastający nie tylko Chojnik, ale też Rudzianki i Żar. Otulający ciszą, smyrający delikatnie potoczkami po uszach, pieszczący oczy dyskretną zielenią, narastającą po stalowo- szarych, gładkich jak skóra pniach.

Zamek Chojnik jest to szczególne miejsce, widoczne niemal z każdego punktu w Zachełmiu, z dobrze osadzoną legendą o Kunegundzie. Chodzimy tu co roku, 45 min średnio, 1 godz. z gośćmi, 0,5 godz. spiesząc się nieco, szlakiem zielonym, koło Karłowiczówki, willi Różyckiego, hotelu i Jaskini.
Kunegunda ogłosiła zawody o swoją rękę, polegające na przejechaniu konno po murach otaczających zamek i niespadnięciu, gdy służba zamkowa nagle podnosiła rejwach.

Żaden z rycerzy nie sprostał zadaniu. Po latach zjawił się jeździec (może i sam diabeł) w czarnej zbroi, który wykonał bezbłędnie zadanie, ale zadowolił się tylko satysfakcją, gdyż główna nagroda po latach okazała się już być niezbyt atrakcyjną i przywiędłą.

Biedna, niegdyś urodziwa Kunegunda z rozpaczy rzuciła się w głąb jednej ze studni i do dziś pojawia się na murach głosząc nietrwałość kobiecej urody.

Urodziwa M. z zainteresowaniem wysłuchała podania, potem okazało się, że przesadziłem trochę z tempem i dystansem nordic walking, gdyż obydwie z małą M. miały dość na 2 dni. Nie znaczy to jednak, że już nigdy nie wezmą kijków do rąk. Przeciwnie, jesteśmy umówieni na ciąg dalszy, ale muszę wziąć pod uwagę różnicę w kondycji górali i mieszczan i to bez względu na wiek. Spróbujemy wykonać przejście po murach zamku, który nigdy nie był zdobyty. A co roku np. 22- 23.08. odbywa się próba jego zdobycia przy okazji Turnieju o Złoty Bełt.

Kwestią osobnego posta jest położenie zamku na wzgórzu, którego południowe, skaliste zbocze było moją pierwszą drogą wspinaczkową, przeze mnie zdobytą raz z asekuracją, raz bez.

Chlebek, regionalny, kupujemy w Skansenie Piekarniczym w Podgórzynie oraz u Moni w Zajeździe Piastów, jakże inny ale równie smaczny. Chleb jest powszedni, więc cieszy się wyjątkową atencją. W całym regionie są tylko 2 miejsca, gdzie można go kupić (nie zawsze i nie wszyscy) i jest jedynym ekologicznym, w pełni regionalnym produktem. Jedynie nasz Pan Profesor zdołał wyprodukować coś podobnego, równie smacznego, ale i tak uchylił głowę przed kamiennym piecem, 200- letnią recepturą i nieużywaniem elektryczności.


Pada, pada i pada. Od trzech miesięcy nie ma dnia by nie padało. Goście przemokli i wyschli na naszym kominku, suszyli buty i chodzili po górach dalej. Kominek grzał, chociaż było ciepło, ale bardzo wilgotno. Trawa rośnie, korzystając sprytnie, że w czasie deszczu nikt nie zwraca na nią uwagi.

W Polsce powódź. Nawet w Jeleniej Górze i w Podgórzynie wychyliły się niektóre rzeczki.

U nas też są tego niewielkie skutki w postaci zalanych piwniczek, podgniłych czereśni i braku dobrej pogody dla gości. Górskie potoki są wezbrane, ale z wylaniem namierzają się na dalsze okolice.

W tej sytuacji nie wiem czy można jak zawsze cieszyć się życiem, wędrować, zwiedzać, degustować, ale zakładam że można, pamiętając o poszkodowanych.



I dlatego znalazły się tu zdjęcia znad Stawów Podgórzyńskich, znad pstrąga z masłem czosnkowym i łabędzi kiczowato pływających na tle Karkonoszy.

Stawy zostały założone już w XV w. przez zakon cystersów i było ich 67.

Teraz, po scaleniu i sprywatyzowaniu, jest 22 oraz smażalnia ryb, najpierwsza w okolicy od 1996 roku.
Regularne opady sprawiły, że dopiero dziś udało się wykosić część ogrodu.
Ale goście i tak nie przesiadują w nim, a raczej poznają z powodzeniem góry, uzdrowiska i okolice. Środkowo-lipcowa luka, po wypadnięciu 2- dniowego pobytu weselnego, natychmiast się zapełniła, a na wesele jesteśmy i tak bardzo zaproszeni do hotelu Chojnik.

Brak komentarzy: