piątek, 22 maja 2009

Kopista

Jak głosi przekaz, w XVII w. czterej drwale: Fuckner, Göllner, Bertermann i Menzel, zauroczeni cudowną doliną, otoczoną ze wszystkich stron wzgórzami, jak mało która w Karkonoszach, postanowili zbudować tu swoje chaty i w pełni korzystać z dobrodziejstwa lasów bukowych, gęsto porastających zbocza. Czuli się bezpiecznie pod osłoną grani karkonoskiej i bliskiej o rzut kamieniem starszej osady Hain (Przesieka).
Spoglądali z góry na wielkie miasto Hirsberg (nazwa Jeleniej G. XVI- wieczna), a z dołu na zamek Kynast (Chojnik), widoczny z każdego zakątka dolinki. Drewno było głównym materiałem budowlanym, najbardziej dostępnym w tym regionie, poza granitowymi głazami pracowicie narzuconymi przez siły piekielne. Osadę nazwali Saalberg (Zachełmie), a pozostali członkowie rodzin zajęli się rolnym wykorzystaniem terenów, sukcesywnie pozbawianych drzewostanu.

Na ich cześć nazwano 4 największe zachełmiańskie góry: Fuckner- Berg (Kopa 665 m), Göllner- Berg (Góra Przesiecka (612 m), Bertermanns- Berg (Kucznik 577 m) oraz "nasza", właściwie pradziada Lisy Menzel, Menzel- Berg (Kopista 681 m), najwyższa:).

Dzięki temu mam kawałek XVII- wiecznej chałupy. Mało kto miał okazję powąchać 400- letnią historię, tak jak ja w czasie remontu, po zbiciu tynków w parterowej części mieszkalnej, zamieszkałej bez przerwy przez te 400 lat.

W ostatnim czasie zrobiliśmy (ja z Dharmą) przechadzkę na Kopistą, właściwie na Szerzawę (706 m). Las zaczął się świerkowo i stopniowo przechodził w bukowy.

Droga leśna trawersuje zbocze, za każdym skrętem obiecując coś jeszcze ciekawszego.

Pojawia się z boku grupka skalna z zachęcającymi skalnymi blokami.

To właśnie Kopista, taka młodsza siostra Kopy, może przez podobieństwo tego zwieńczenia. Poczułem się swojsko, jak w domu.
Potem sprawdziłem, że to ta góra, upodobana przez Menzla, założyciela mojego domu. Dharma chyżo jak kozica, wskoczyła na mniejszy szczyt, czując się jak na swoim przedłużonym terytorium.

Dalej las stał się katedralny, czarodziejski, niemal jak u Tolkiena, jednak nie mroczny ale spokojny i cichy. Wydawało się, że lada moment ukażą się Entowie i o dziwo się nie ukazali, chociaż z pewnością tu są.






Koło Węglarni- skrótem na Drogę pod Reglami. Dharmie tak wyschło w paszczy, że prawie siłą mnie zaciągnęła do jej ulubionego potoczku- Ziębnik.

Stąd już 5 min i jesteśmy w domu, gdzie pracy czeka nieskończenie wiele, a efekty mniejsze, niż można było się spodziewać po przepięknej majowej pogodzie i efektownie, obficie kwitnącej florze.
Przeważają goście już nie weekendowi, ale jednodniowi.


Scenka zaobserwowana przed domem.


1 komentarz:

unfal pisze...

Kolejny raz niezmiennie, z ogromną przyjemnością przeczytałam tej poetyckiej opowieści cześć dalszą