
Z tego powodu też w drodze powrotnej zahaczyłem o Witoszę w Staniszowie. Wreszcie Krzyś, mieszkający u podnóża góry, pokazał miejsce, z którego Rischmann

Zdobywszy 3 punkty wysokościowe, w tym postument opuszczony przez 14- metrowego Bismarcka, zarezerwowaliśmy miejsca w pobliskim pałacu Staniszów na wieczorny koncert zaduszkowy.
W domu spokojnie, goście pojechali, znicze się w ogrodzie świecą dla bliskich i dla nieznajomych, być może spoczywających też gdzieś w pobliżu.
Jest historyjka, że w sąsiedniej willi przed wojną, mieszkający tam bogaty stomatolog, zastrzelił niewierną żonę i pochował ją w ogrodzie. Informację tą dementuje Lisa, która się w naszym domu wtedy urodziła, ale potwierdza nasza była sąsiadka A., która widywała onegdaj świetliste kwanty nieszczęsnej niewiasty między pięknymi, okazałymi krzewami porastającymi park oraz ponownie palące się znicze, wygasłe wcześniej po Zaduszkach.


Mało brakowało, a grałby do dziś, ponieważ nie miał sposobu na zdecydowane zakończenie recitalu, a publiczność celowo mu tego bynajmniej nie ułatwiała.
To kolejny w tym roku, jeden z wielu, karkonoski event. Cieszy mnie niezmiernie, że kultura w Kotlinie Jeleniogórskiej tak szybko teraz się regeneruje. Warszawiak Filip stwierdził, że przez cały rok nie był na tylu dobrych koncertach i imprezach w stolicy, na ilu się znalazł w ciągu zaledwie kilku wakacyjnych dni w Karkonoszach np.: A. Vollenweider (to akurat poprzednim razem), Kutowie, Jenny Wiesgerber & Camel, Sikorowscy, Soyka, WGB.






Brak komentarzy:
Prześlij komentarz