środa, 12 maja 2010

Podgórzyński Raj.

Naszym miejscem na Ziemi jest w rzeczywistości Przesiecka Góra, 612 m npm. Las oddalony jest o 40 m i ciągle się przybliża, a sam szczyt ok. 100 m od domu.

Gdyby nie to, że nie zjadamy zwierząt, nie kradniemy i nie zabijamy, mogłaby nas całkiem wyżywić i ogrzać. Nawet zdarzyła się zima, gdy po podwyżce ceny węgla, zaciąłem się i ciąłem własne cienkie jawory (była asygnata), do 4 pieców kaflowych i kuchni, maluchem holując urobek w łańcuchach po śniegu. Tamtej zimy nic innego nie robiłem, a ciepło było tylko mi, przy robocie.


Kiedyś z połamanych na tej górce jarzębin i świerczków, zbudowałem w czasie bezśnieżnej zimy, olbrzymi namiot foliowy na warzywa, mając do dyspozycji siekierkę, małą piłkę ogrodową, ośnik, młotek i świderek. Służył parę lat. Bywa też, że przez jakiś jesienny tydzień pałaszujemy podgrzybki, zajączki i opieńki z G. Przesieckiej, latem jeżyny, maliny, poziomki, jagody a wiosną zupę szczawiową i sałatki z pokrzyw i mniszków. W tym roku dojdzie jeszcze mini-warzywnik i mikro-zielnik.

Góra jest wyjątkowa i ciekawa nie tylko dla mnie.

Wybrały ją sobie za żerowisko i czasowe schronienie różne stworzenia, głównie sarny- od lat ta sama rodzina, łanie, lisy, łasice, zające i skrzydlate: jastrzębie, myszołowy, puszczyki i inne mniej drapieżne. Onegdaj widziałem atak jastrzębia na kury przy naszym domu. Nie było mu tak łatwo, a kury narobiły wrzasku na całe Zachełmie, ja też. Ocalały, jednak niedługo potem lis "położył" połowę z nich (15), resztę następnie zabrał kurokrad i tak zakończyła się moja kariera drobiarska.

Ponieważ występuje tu 30 starych okazów jodły hercyńskiej w złym stanie zdrowotnym, głównie z powodu sporego apetytu zwierzyny płowej, przewiduje się wprowadzenie drapieżników.
Ciekawe jakich? Może niedźwiedź- ostatniego widziano tu w 1902 roku, wilk- kiedyś zabłąkał się jeden z czeskiej strony, może ryś i żbik- wieki temu, najstarsi mieszkańcy coś o nich wspominają. Jelenia (samca łani) widziałem 3 razy: na samym szczycie, na naszej drodze dojazdowej, na polance naszej, pod szczytem.
A kiedyś pod płotem naliczyłem 28 sztuk dorodnych łani, aż się szaro- brązowo wokół domu zrobiło. Prawie codziennie słyszę jelonka w nocy (samiec sarny), tzn. jego szczek. Za pierwszym razem myślałem, że jest to krzyk dziecka. Dla cierpliwych jelonek i jego szczek na końcu, nagrany tym co miałem przy sobie, poziomo.



Ale celem tych wspomnień jest najważniejsze bogactwo tej góry. Jej południowe zbocze usłane jest dziesiątkami głazów narzutowych, stanowiących sporą część Podgórzyńskiego Raju, który kończy się na wschodzie, w Podgórzynie Górnym, na Dziurawej Skale, a zaczyna się od Drogi Zachełmskiej.

Zbocze nazywane jest "secret spot" przez wspinaczy niskowspiennych, mimo niezbyt przyjaznego materiału skalnego.

I tak gościliśmy tu czołowych boulderowców, między innymi Dominik Kobryń, którego przejście Makaze zwróciło uwagę świata na naszą małą górkę.

Od niedawna z samego szczytu roztacza się niezwykła panorama na środkową część Karkonoszy- po wycince ku chwale wymiany drzewostanu: Śmielec, Wielki Szyszak, Śnieżne Kotły, Łabski Szczyt, Szrenica. Między drzewami dostrzec też można Przełęcz Karkonoską, Smogornię, Mały Szyszak.


Nieco ku zachodowi ok. 100 m od szczytu i 20 m poniżej, piętrzy się najwspanialsza formacja, jeszcze bez nazwy, ok. 20 m wysokości. Od podstawy ściana jest lekko przewieszona, ale prawie ją zdobyłem, hakówką, po szpitalu, ze śrubami i płytką w kostce- 20 lat temu. 3 m od szczytu zostawiliśmy z Jurkiem kość, którą po kilkunastu latach wydłubał Michał z następnego pokolenia zachełmiańskich wspinaczy.

Wejście zwyczajne jest od południa, ale i tak w plasticzanych chodakach nie miałem śmiałości dziś tam wejść, zwłaszcza że konieczna jest zapieraczka z wykorzystaniem sosny i czwórkowy przechwyt na dolną półkę.

Zbocze jest tak niesamowite, że w chwilach ekstremalnej słabości tam właśnie znajduję wzmocnienie i też tam mogę się dzielić ze światem radością. Za każdym razem jest coś do odkrycia: groty, przejścia, chybotki, przewieszki, korytarze, zacięcia, półki skalne, kanty, szczeliny, filary.

Każdą porą roku tak samo, w różnych kolorach. Wiosną dominuje seledyn, latem zielony, jesienią pomarańcz, zimą brąz i biel. Kiedyś tędy schodziło się do Przesieki, przekraczając Czerwień po kamykach. Teraz i wody tam jakoś więcej, i tereny prywatne.


W Wiśniowym też raj, kwiatowy. Drzewa owocowe strzelają kwiatami z dnia na dzień. Najpierw czereśnia, potem wiśnie i śliwy, na koniec jabłonie i grusze.

Rododendrony same sobie, według krzywej Gaussa, zawsze są precyzyjne i niezawodne.
Liliowe czekają, są bardziej wrażliwe i nie znoszą konkurencji.

Berberysy znalazły niszę w palecie barw i obnoszą się chełpliwie ze swoją żółcią akcentowaną czerwonymi plamkami.

Paprocie wyglądają na całkiem zagubione na tym jarmarku kolorów i ambiwalentnie ze wstydem pysznią się niczym pawie. Co roku jest ich dwa razy więcej. Kiedyś nazwiemy się "Wiśniowy Sad Cały w Paprociach".

I znowu nasi goście tego nie zobaczą. Będą się potem pytać:
- A kiedy zakwitają te Wasze drzewa?
- W maju kwitnie najwięcej.
- To koniecznie musimy wtedy przyjechać.
Jak zwykle na marzeniach się kończy. Wiadomo, że maj jest miesiącem wypompowanym z urlopów i finansów przez długi weekend, bliską perspektywę wakacji, po drodze jeszcze Boże Ciało. Trzeba coś z tym zrobić, może jakiś majowy, weekendowy pakiecik, aby ułatwić decyzję.

Na razie maj mamy dla siebie, bo akurat pracujemy w ogrodzie np. pierwsze koszenie, kwiaty, rabaty, sadzenie, przycinanie i nie jest żal braku urlopów. Opowieści o maju brzmią potem tak jak relacja z egzotycznej podróży.