sobota, 13 lutego 2010

Zimowy jazgot.

Niespiesznie zima odpuszcza. Śnieg nie chce jeszcze dokonać w sobie zmiany i zasilić piwniczek, wezbrać potoków, ale już złazi z drzew, zjeżdża z dachów, przygotowując się do drugiego życia.

W niektórych miejscach jednak ma ubaw niemal po nasze pachy, a prawdopodobnie wiosna już za miesiąc. Na razie można za oknami obserwować jak powstają lodowce. Jak tak dalej pójdzie, to znikniemy za morenami.

Tak naprawdę białaska nie wzbudziła należnego zainteresowania nie tylko wśród narciarzy i nieprzybyłych do nas gości, ale tak samo i u mnie. Bezlitośnie przeganiałem ją z podwórza i z domu, nie zważając na wysiłek kręgosłupa i spalane codziennie dziesiątki litrów gazu oraz drwa kominkowe.

Myślę jeszcze, jak ją wykorzystać, bo przecież leżącego się nie kopie. Sukcesem był jeden wypad do Jakuszyc na biegówki, kilka przechadzek po białych ścieżkach i kulig naszych gości, zresztą bardzo udany, dzięki Piotrowi, wytrawnemu leśnikowi z sercem właściwym człowiekowi lasu i gór.

Śniegu nie zabrakło, pierwszy raz od kilku lat. Kuligi z powodzeniem dałoby się tej zimy zorganizować i w Warszawie.


W ubiegłym tygodniu, jako najwierniejsi fani Microexpressions, trafiliśmy do jedynego muzycznego klubu w regionie, Jazgot w Szklarskiej Porębie. Warto być fanem, bo dzięki temu można posłuchać dobrej, świeżej, ambitnej muzyki. Chłopcy po paru latach niemal codziennych prób, opanowali swój własny repertuar perfekcyjnie i przemyśleli, poczuli (niepotrzebne skreślić) wszystkie dźwięki oraz teksty. Tak się rodzi rockowa, polska awangarda i jeleniogórzanie słusznie starają się tego nie docenić i nie zrozumieć, jak na prawdziwą, dobrą awangardę oraz muzyczną prowincję przystało.

Tym razem byłem tu nie tylko jako miłośnik rockowej alternatywy, ale również jako uczestnik jam session, co należy już do tradycji. Klub przyjaźni się z ekipą studia nagraniowego- Saraswati Studio z Pobiednej. I tak miałem okazję pośród ośnieżonych gór i szklarskich uliczek, w małym klubiku, przyjemnie pograć i z dobrym klawiszowcem, i z bębniarzem światowego formatu, realizatorem nagrań np. Björk, Faith No More- Rolim i z własnym synem, który się okazuje, umie nie tylko grać indie-rocka, ale improwizacja też nie jest mu obca. Widocznie improwizować nauczył się w domu, a może w górach. Roli to perkusyjne zwierzę, zagra z każdym, zawsze i wszędzie.

A we wsi wciąż biało i pojawia się mała huśtawka pogodowa. Śnieg zaczął topnieć, ale już natychmiast uzupełnił się o nową warstwę lepkiego puchu. Bałwan stanął, co może oznaczać (nie musi) nadejście cieplejszych dni. Zawsze tak bywało, a nie mamy świstaka.

Za to są sójki, dobierające się normalnie do cudzej słoniny (ze świstaka, którego nie ma).

Też miało ich za dużo nie być z powodu rodziny bielików, zamieszkującej pobliski Żar. Dzięki nim mieliśmy nadmiar śliwek (sójki nie zjadły). Ostatnio widziałem jednego, siedzącego spokojnie na przydrożnym drzewie przy Stawach Podgórzyńskich. To pewnie ten znad "Sosnówki" czaił się na czajki.

Brak komentarzy: