Postanowiliśmy wyskoczyć sobie na Śnieżkę, najwyższą górę Karkonoszy, Sudetów, Republiki Czeskiej i kiedyś III Rzeszy. Na dziś 1602 lub 1603 m npm. Ten metr różnicy nie dorównuje jeszcze aferze wokół pomiaru wysokości szczytu K2, ale w XVI w. pierwsze jej oznaczenie wykazało 5 tys. m. Dlatego wszyscy tu żyjemy na co dzień pod Śnieżką, jakby w cieniu wielkiej góry.
Połowa z nas zrobiła to po ludzku- autem pod wyciąg (15 km) i kolejką na Równię Pod Śnieżką. Przed wojną kursowały stąd na szczyt lektyki. Parę lat temu próbowano te usługi przywrócić, ale pewnie za 250 zł nie opłaciło się to ani tragarzom, ani pielgrzymom.
Druga połowa wyruszyła po góralsku z buta, z Wiśniowego Sadu. Przyjęliśmy 2 godz. for, co wystarczyło w zupełności, aby spotkać się przy bufecie, przy górnej stacji.
Z 820 m na 1340 m pojedynczymi krzesełkami wjechaliśmy tylko po 24 zł, przed 13-tą kosztowałoby to 3 zł więcej, bilet tam i z powrotem, który też jest wejściówką do KPN (inaczej byłoby +4,60 zł). Ileż to można zaoszczędzić mieszkając w Karkonoszach? Średnio rocznie 5 razy na Chojniku, 3 razy w Kotłach i na Przełęczy Karkonoskiej, po razie na Śnieżce i Szrenicy, a i wodospad się może zdarzyć, Kamieńczyk lub Szklarki. W sumie ponad 1200 zł przez 24 lata, można poszaleć.
Z tego wszystkiego gładko przełknąłem 15 zł za parking, mimo że na parę godzin. Parkingowy od razu witał wszystkich: - Dzień dobry. Przepraszam, że tak drogo, ale to nie moja wina.
Większość zmotoryzowanych rezygnowała, postanawiając przycupnąć gdzieś w mieście na uboczu za darmo i te 2 km dojść do kolejki, pewnie kosztem 20 min. marszu.
Na pewno Michał z Krzysiem zarobili prawie 70 zł idąc całkiem pieszo. I tak Karkonosze są warte każdej sumy, by w nich być, po nich się poruszać, fotografować, wspominać.
Na Śnieżce średnio w roku jest 300 dni zamglonych. Tym razem natrafiliśmy na uroczą, kłębiastą mgłę, raczej chmurę, w której z głowami pomykaliśmy drogą Zakosy (szlak czerwony), 200 m wyżej niż Równia, ok. 1 godz. drogi od wyciągu.
Cały czas pojawiały się i znikały za chmurą wspaniałe widoki- na Kotlinę Jeleniogórską, Karpacz, grań Karkonoszy, Upską Jamę. Tym razem widoczność nie osiągnęła 200 km, co czasem się zdarza.
Szczytowe plateau tego dnia opanowane zostało przez różne języki: angielski, polski, czeski, francuski, hiszpański, niemiecki. Jednak nie spowodowało to nadmiernego ścisku ani nieporozumień.
Podejście Zakosami jest niezwykle malownicze, poprzez rumowisko, gołoborze. Pod koniec ok. godzinnego podejścia od stacji kolejki, wyłania się niemal nad głową obserwatorium,teraz odchudzone, wyszczuplone po rozebraniu resztek większego talerza.
Na szczycie można siedzieć w nieskończoność i podziwiać 360- stopniową panoramę, zaglądać z góry w otaczające przepastne kotliny, igrając z wysokością, przestrzenią i czasem, kontemplując Ziemię ścielącą się u stóp.
Okazało się, że do odjazdu ostatniego krzesełka (17.00) pozostało nam zaledwie 35 min. Puściliśmy się jak na skrzydłach, na złamanie karku w dół. Litościwy Karkonosz jednak zachował nam karki na właściwych miejscach, gdzieś z tyłu szyi i niósł nas bezpiecznie przez całe 20 minut. Czas ten stał się moim życiowym rekordem zbiegania ze Śnieżki.
Powrót wyciągiem trwał chwilę i można było dokładnie obejrzeć nieukończony jeszcze hotel Gołębiewskiego, otoczony przez zabudowania Karpacza. Po jego uruchomieniu pewnie nie da się już tak swobodnie zaparkować, wjechać i pobyć na tej wspaniałej, najważniejszej dla nas górze.
Na stoku Kolorowej pikniki, świeżutko skoszona trawka. Idziemy do Petiego, pierwszy raz. Atmosfera wczasowiska, słońce wychodzi na dobre. Wczasowicze się posilają, leżą na murawie, zjeżdżają rynną, fotografują- wakacyjna sielanka.
Zjadam klasycznego schabowego z frytkami i surówką (zdarza się parę razy w roku mięso- tylko na wyjeździe, by nie być ortodoksem lub jakimś weganem), młodzi- pierś z nielota po sudecku z migdałami i też zadziwiająco pyszny pieróg "zadziwiająco rybny". Marcin płaci kartą i najedzeni, niezmęczeni nawet, wracamy do domu. Nie zgubiłem portfela.
2 komentarze:
zabawne, interesujące, fajne -jak zawsze :)
No to chyba jesteśmy zgodni, więc nie ma sensu korzystać z tego blogspotowego gadżetu dalej. W końcu to co zamieszczam, jak na razie, jest tylko dla Ciebie, dla mnie i dla potomnych:) Dziękuję- jak zawsze.
Prześlij komentarz