niedziela, 6 września 2009

I znowu jesień.

I tak nastał wrzesień, koniec wakacji, też i koniec lata. Zmiana pór roku jest u nas, w otoczeniu przyrody, wyraźnie widoczna, a ostatnio coraz bardziej gwałtowna. Każda zmiana w otoczeniu wiąże się z pewnym niepokojem u istoty ludzkiej, dążącej usilnie do stabilizacji i niezmienności, mimo że znakomicie potrafi dostosować się do nowych warunków życia.

Z roku na rok mamy coraz większe doświadczenie w dopasowywaniu się do pór roku i lata może szkoda, ale jesień zawsze przynosi mnóstwo nie tylko estetycznych wrażeń, które najdłużej pozostają w pamięci.
W tym okresie nadchodzą też wyzwania. Jednak załapaliśmy się na POKL6.2 z listy rezerwowej i szanse otrzymania bezzwrotnej unijnej dotacji wzrosły z 1:22 do 1:2. Wszystko zależy od atrakcyjności biznesplanu, bezbłędności wniosku i ukończenia kursu prowadzenia działalności gospodarczej na wypadek super innowacyjnego pomysłu budowy w Zachełmiu kopalni skalenia albo fabryki samochodów małolitrażowych "Liczyrzepka", chociaż te 40 tys. nie wystarczą nawet na jedną koparkę.

W mieście wczesna jesień przejawi się może zżółceniem trawników, zwiędnięciem bratków na klombach, a u nas czuć ją wszystkimi zmysłami: dopełnianie się kolorów, szelesty liści, śpiewy ptaków i owadów, zapachy suchych liści, jesiennych bylin i ziół, temperatura i kąt padania promieni słonecznych, lekko przymglona perspektywa powietrzna.

Jesienne kwiaty są też inne, inaczej "wychowane", dostosowane do temperatury, wilgotności, intensywniejsze w barwie. Chcą się koniecznie wyróżnić na tle złamanej zieleni i pastelowo- pstrokatych liści.

Krajobrazy powoli przygotowują się do corocznej premiery, jakże ważnej i wielkiej ekspozycji gór Olbrzymich w otoczeniu pokolorowanych szaleńczo buków, brzóz, dębów, modrzewi oraz pozostałej drobnicy: krzewów, kosodrzewiny, mchów, wrzosów, wybujałej po lecie, żółto- brązowo- zielonej trawy.

Zwierzęta nasze cieszą się z nadchodzącej jesieni. Dla nich jest to lepszy czas, chłodniejszy, obfitszy w przeróżne bodźce zapachowo- akustyczne, w mniejsze i większe żyjątka wychodzące z nor w poszukiwaniu zapasów na zimę. Mają też więcej szans na spacery po górskich lasach pod pretekstem zbierania grzybów, jeżyn i fotografowania wszystkiego, czym jesień w górach co roku zachwyca.

Wyjątkowość starych sadów, oprócz naturalnych odmian owoców nienawykłych do kontaktu z chemią, polega też na cykliczności urodzaju, wzorem z jednorękiego bandyty. Nam tym razem obrodziły aronie, gruszki i śliwki. Podejrzewam, że nie ma już wielu takich miejsc, gdzie i gospodarze i goście mogliby jeść owoce prosto z drzewa w dowolnej ilości, a ubytku nie byłoby widać.

Na razie nie mogę się doprosić o swobodne częstowanie się, tłumacząc, że owoce nie tylko leżą na półce wraz z ceną w hipermarkecie, ale też czasem rosną na drzewach i wolno je bezkarnie, za darmo jeść, sprawiając jeszcze dodatkowo przyjemność właścicielom.

3 komentarze:

Stan pisze...

Ładny ogród i w jakim pięknym miejscu. Pozdrawiam.

unfal pisze...

No to trzymam kciuki za tę skalę (inne słowo jakoś głupi mi było napisać) 1:2. A śliwek smak czuję nawet wirtualnie.

Witold pisze...

Dziękuję.
W tym poście widoczek, jak również osobliwe 2 drzewa, dostrzegłem na działce naszych przyjaciół, ale kwiatki i zwierzęta już u nas.
Skala nawet się zwiększa, czyli prawdopodobieństwo, bo niektórzy rezygnują, a kciuki poproszę potrzymać jeszcze przez rok tzn. przez czas obowiązywania warunków tego programu.
Pozdrawiam.