czwartek, 3 maja 2012

Długi weekend majowy.


Długi weekend majowy. To hasło jest u nas oczywiste. W tym roku nie udało się idealnie tej okazji zrealizować. Tzn. wyłącznie w drugiej części weekendu. Po prostu zwyczajnie zaprzyjaźnieni mocno goście, od których nie mamy zwyczaju pobierać symbolicznych zaliczek, nie przyjechali i do końca pozostało to ich słodką tajemnicą. Za to mamy cenną nauczkę, dziwne, że dopiero po 7 latach.
No właśnie. Temat zaliczki. Celowo używam tego określenia, nie zadatek. Jestem przekonany, że gdy usługa nie dochodzi do skutku i gdy wszyscy o tym wcześniej wiemy że tak będzie, nie podlega wynagrodzeniu i jest to zgodne z wszelkimi ustawami, przepisami, zasadami itp. Zwykle zaliczkę przekładam na następny raz lub w całości odsyłam. Dlatego też unikam ustalania jej wysokości ponad 100 zł. Nie lubię ich. Potem się okazuje, że mamy full w pokojach a empty w portfelu. Zawsze też podkreślam, że jest ona tylko zakładką pamięci po obu stronach i daje pewność zarezerwowania pokoju. Dzwonienie przed przyjazdem jawi mi się jako desperacja i rzadko tak bywa, więc nie dzwonię i dlatego tak też mam. Od 2 maja odsyłałem wielu zainteresowanych do konkurencji, skutecznie zapełniając im wolne pokoje, na koniec sam pozostając z trzema niewynajętymi.
Ale też i wiosna nie wie jaka ma być i kiedy. Jej okres trwania ograniczył się do 2 tygodni. Chyba trzeba szybciej żyć. Tu w górach zmiany pór roku następują błyskawicznie, na znak, że trzeba mocno patrzeć, codziennie i dłużej chwytać chwilę.
Z drugiej strony ci znajomi goście już u nas byli, więc też mogłoby być ich kiedyś mniej, no i doświadczenie cenne jest. Bardzo nam pasował za to pobyt grupki rodzinnej w pierwszej turze weekendu. Cały dom dla nich, muzyczka zatem do grubo po północy, dobre samopoczucie po obu stronach i zarezerwowanie następnego weekendu majowego. Hej, hej! Pozdrawiamy!



Spacery z Dharmą po okolicy wielce wynagradzają ograniczenie jej biegania po ogrodzie, kradzieży i innych przestępstw, polegających na ucieczkach z miejsca zameldowania i wynikających z przeogromnego łakomstwa, którego odczuwanie polega na łamaniu wszelkich zakazów, nakazów, norm i przyzwoitości.



Lasów mamy mnóstwo dookoła, a jednak trzeba konkurować z miejscami bez nich. Ważniejsza okazuje się być cena. Może to jest logiczne. W końcu mamy grzyby, jagody, drewno w pobliżu, chociaż się nie korzysta z tego nielegalnie i ten bonus zgarniają i tak nieliczni. W naszym przedziale cenowym, może jakość i poziom pełnią rolę drugorzędną. Jeśli się musi coś wynająć, to za minimalną, korzystną cenę, którą się ujrzało na jednym z wielu zbiorczym, portalowym zestawieniu, najlepiej na grupowym. Przyimków "od" się zwykle nie zauważa. Potem często ma się okazję do narzekania, rozczarowania, ale i tak nie jest to ważniejsze od zaoszczędzenia  tych 100 zł. Myślę, że polskie oszczędzanie jest kalką niemieckiego. Jednak Niemcy mają ogólnie wysoki poziom usług i produktów, czyli nawet w Aldim można taniej znaleźć rzecz wielokrotnego użytku. W Polsce za dobrze działającą rzecz trzeba zapłacić dużo więcej. Bliżej Chin jesteśmy położeni. Przenosi się to też na turystykę. Było kiepsko, brudno, ciasno, po gierkowsku, ale za to w Karpaczu, tylko 900 m od wyciągu, no i  o 2 zł taniej za noc niż w Zachełmiu, o którym nikt nie słyszał, ponad 10 km od Karpacza lub gdziekolwiek w zatłoczonym hotelu za pół ceny, a i tak droższym od nas minimum 3 razy.











sobota, 18 lutego 2012

Wiosna 2011 w Wiśniowym Sadzie


I tak to jest. Każdego dnia nie wiadomo za co sie zabrać. Nie ma czasu i siły taczek załadować. Zimy, tak jak ACTA, GMO, NWO i Codex Alimentarius miało nie być, i co? Wszystko jest na swoim miejscu, cóż z tego że po niewczasie. 


Mrozy się ciągną ponad -20 st. przez wiele tygodni, śnieg pada wbrew góralskiej zasadzie: jak mróz to nie śnieg i mało daje zgarnianie go codziennie z dróg komunikacyjnych i z parkingu oraz grzanie w każdym zakatku domu. Rurki radośnie pękają, wybierając najmniej spodziewany moment- gdy odwilż i goście w pokojach, organizując mi nocne zajęcia. Shell zaciera ręce, bo zobowiązania finansowe za gaz osiągają 1% wartości całego domu. Jeszcze 100 lat i będzie można u nas też zatankować.




Znowu zaległości się spiętrzają i to dobrze, bo można się uczyć z nimi normalnie żyć. Normalnie, czyli sprzatając, przyjmując gości, przelewając z pustego konta w próżne, grywając koncerty, próby w Kotlinach- Jeleniogórskiej i Kłodzkiej, odśnieżając, zakładając narty na nogi, siedząc na Facebooku po nocach pomiędzy usuwaniem awarii ogrzewania, skutków nieścisłości wielu prognoz pogody i w ogóle kontrolując funkcjonowanie domu.


Ponieważ słychać już wiosnę 2012 po lasach i łąkach, chcę nadgonić z tą zeszłoroczną. Może i lato 2011 załapie się też na moją determinację. Kontynuuję więc poprzedni wątek.


Nastaje maj 2011, mógłby nazywać się naj z powodu eksplozji wszelkich objawów wiosny. A to zieleni, może już nie tej najdelikatniejszej jak poranny dymek z mgły, który za moment może zniknąć, a to pączki jeszcze nieco opóźnione w stosunku do mniej cierpliwych kolegów na gałązkach, a zwłaszcza kwiaty konkurencyjnie między sobą prześcigajace się kolorem, kształtem, świeżością, młodością każdego najmniejszego pręcika czy okółka.



Fiołki to reprezentacja pełnej wiosny majowej i zakładają filie w każdym ekosystemie: w ogrodzie, na łące, w lesie.




Forsycje specjalizują się w żółtym image i wydawałoby się, że zima ich już nie ujrzy, ale coraz częściej zdarza się i tak.



Stokrotki zaś odtwarzają nocne niebo, tworząc gwiazdozbiory, może i ze wszystkich stron wszechświata, też i Pas Oriona. W tym miesiącu znajdziemy w lasach poniżej nas łany zawilca gajowego.



Gencjany można poszukać przy potoczkach przygrywajacych turystom na szlakach np. Droga pod Reglami czy Petrowka. Nie przy wszystkich strumieniach osiedliły się kaczeńce. Wybierają dolinki poniżej podmokłych rozlewisk na zboczach.



Najbardziej jednak wyczekujemy kwitnienia drzew owocowych i co roku, bez względu na urodzaj, to się staje. Widocznie dopiero potem wybrańcy mają zaszczyt się zapylić i przekształcić w owoc. W tym roku udało się to tylko gruszom i jabłoniom.



Tyle o kwiatach. To one są naszymi ambasadorami wszystkiego co w Karkonoszach najpiękniejsze, zwłaszcza wiosną. A do rzeczy, to są jeszcze i inne formy życia w Górach Olbrzymich.



Poczynając od sarenek, które ujawniają się codziennie przy różnych okazjach i nie raz chciałoby się chwycić za pokrywki w celu przepłoszenia amatorek świetnie kwitnących krzewów. Ostatnio w Zachełmiu widać często orła- bielika, który przeprowadził się (sic!) z Góry Żar na Górę Kucznik, bardziej zachełmiańską.



Nie ujmując niebu, na ziemi też życie się dzieje i chyba bardziej porównywalne z naszym, wszak jeszcze długo nie będziemy tak swobodnie unosić się w powietrzu.



Nowe mrowiska na Górze Przesieckiej bardzo cieszą, może z powodu niedostatku innych latających owadów, nie nadążających z zapylaniem ocalałych po majowym ataku śniegu drzew i krzewów.



Niezłą goście mieli uciechę, gdy 3 maja udali się do zasypanych samochodów z letnimi oponami, aby przez ledwo widoczną serpentynę, zdążyć do pracy w Poznaniu. Skutki tego odczuwamy do dziś.



Jeszcze teraz palę w kominku niezwykle wonną gruszą, śliwkami i wiśniami oraz muszę się tłumaczyć  wszystkim z nadmiaru jabłek.




Jabłonie mamy późne i kwitną też później, więc się na majówkę nie załapały.



Ciekawe jest napotykanie dzikich drzew owocowych w karkonoskich krajobrazach. Ma miejsce to w przypadku starych siedlisk. Często są one do kupienia, poniżej limitu 19 arów, z gwarantowanymi warunkami zabudowy, ze starymi drzewami owocowymi i starymi fundamentami.




O kwiatach można by w nieskończoność.



Tak samo jak o trasach i ścieżkach okrążających Zachełmie.




Nie ukrywam, że wiosenne wycieczki po okolicach smakują jak świeżutka, chrupka, ledwo zielona sałata.



Każda z nich prowadzi do nieco innego świata.


Ponieważ wieś położona jest dokładnie na granicy regla dolnego i pogórza, występują tu wyraźne różnice w krajobrazie, roślinności, a może i w osobowościach ludzkich, jak i w architekturze.





Nawet dziś cały dzień spędziłem na odgarnianiu ciężkiego śniegu (regiel dolny), podczas gdy w centrum Zachełmia (pogórze) było go jak na lekarstwo.


Moim zdaniem i doświadczeniem, granica ta przebiega u nas na wysokości ok. 560 mnpm, tj. wzdłuż warstwicy łączącej np. Przełęcz Różyckiego z remizką OSP.


Zawsze powyżej, wczesną i późną zimą, najdłużej leży tu śnieg. Bywa, że w Wiśniowym świat zaraz ma się skończyć pośród nawałnic, zamieci i huraganów, a tymczasem w Zachełmiu właśnie zaczynają się zielenić łączki.



Jeśli pójdziemy na spacer w dół, na Górę Kucznik, Studnik, natrafiamy na lasy coraz mniej bukowe, bardziej sosnowe, na klony, dęby, jawory, jesiony.




Podobnie kwiaty- koło nas występują storczyki, konwalie, krokusy, lilie złotogłów (rzadko), dziewięćsiły, gencjana. W drugim kierunku fiołki, zawilce, kwiaty polne i bukszpan u sąsiada zamieszkałego niżej, ale za to widokiem.



 I znowu o kwiatach. Tak już pewnie tu musi być.



Między tym wszystkim udało mi się wpisać z ideą Szyszaka, która spowodowała większość opóźnień na tym blogu. Jednak poznać nas można po owocu- płyta "Nasze Karkonosze" jest już do jakby nabycia, bo nie umiem jeszcze wysyłać jej gratis, nie angażując w to resztek środków na karcie kredytowej, która służy do utrzymania płynności naszej działalności, a teraz zaczyna być corpus delicti ogólnego kryzysu i niemożności nadgonienia za podatkami, odsetkami itp. Na ten temat będę się jednak osobno wypowiadał np. tu : www.szyszak.pl.




Lato 2011 mogę zaliczyć do udanych lat. Oby takich jak najwięcej. Udało się być tam, gdzie jeszcze mój wścibski nos nie miał okazji, a także pokosztować nieznanych dotąd przyjemności. 


Rozpoczęło się koncertowanie karkonoskie, jeleniogórskie, które pozwoliło na przejazd do Strzechy Akademickiej, wreszcie zwiedzenie Muzeum Zabytków Miniatur Dolnego Śląska, napatrzenie się na stricte barokową architekturę Kościoła Ewangelicko- Augsburskiego, czy neoklasycystyczną w Kościele Matki Bożej Miłosierdzia, pobrykanie po Parku Norweskim i Muzeum Przyrodniczym lub też pohuśtanie się na ryglach i zastrzałach w mysłakowickim Domu Tyrolskim. 


Ale o tym jeszcze będzie przed czekającym nas w tym roku, upalnym latem 2012.