Zbliża się szybko Dzień Zmarłych i nikt by nie przypuszczał, że przyjdzie nam w tym roku wspomnieć i pożegnać osobę z Zachełmia, ikonę tej miejscowości od lat powojennych. Okoliczności wypadku też były zaskakujące- jakby bohaterska śmierć w obronie tegoż ulubionego kucyka Kubusia przed klaczą z dość odległego sąsiedztwa.
Przez jakiś czas radość z powracającej jesieni będzie powiązana z tym, że pan Julek też by się cieszył, a podczas natarcia odchodzącej teraz zimy jeszcze był, aż do ostatniej w jego życiu przygody, o której już nam osobiście nigdy nie opowie.
Jeżeli jesień to opieńki. Rosną też i u nas za oknem.
Ale Paweł na Kuczniku uzbierał ich imponującą ilość. Tych za oknem jednak mu pożałowałem.
Idealnie jest na przebieżki z Dharmą i tak będziemy teraz robić.
Wspaniałe światło idzie przez liście, które jakoś przetrwały zimową nawałnicę. Parę dni temu gdzieś było zielono, a już jest żółto. Dobra okazja do obserwacji zmian pór roku.
Szkoda, że po drodze następuje spadek sympatii do mieszczan, uraczających nas od lat, zawsze w tym samym miejscu, takim oto wyposażeniem. Nie napiszę z powodu wszech życzliwości, co o tym myślę. I jest to moje jedyne negatywne myślenie, z którym nie daję sobie rady. Hmm, ile bym dał, aby tego nie musieć odczuwać? 20- 100 zł???
Te okazałe buki i strumyczki górskie, czy też przesieckie widoczki, mają wyjątkową okazję na znalezienie się w kadrze, bez oglądania się na vivid i możliwości photoshopu.
czwartek, 29 października 2009
niedziela, 18 października 2009
Czy będzie zima 2009?
Będzie!
Zaczęło się niewinnie. Z nadzieją pogodziliśmy się z końcem lata. Wizja kolorowej jesieni zapanowała w Wiśniowym Sadzie.
Wystąpiły nawet obawy czy prace nad mitycznym biznesplanem nie udaremnią obserwowania tej najbardziej atrakcyjnej pory roku. Marcin wychodził nawet z Dharmą i fachowym, szklanym okiem uwieczniał wszelkie symptomy zbliżania się tej pożądanej pory roku.
Nic z tego. Natura poszła na skróty. Zamiast jesieni po lecie, przyniosła nam zimę, z opadami wziętymi żywcem i z nadmiarem z października 1981.
Pierwszy raz od lat założyłem łańcuchy. Nie żeby nie można było podjechać, tylko że panika spowodowała kolejki w warsztatach i do dziś mam na kołach letnie opony, co w naszych warunkach zimowych określa się mianem szczytu ekstrawagancji i beztroski.
Wszystko co mogło, stanęło nam przeciw sprostania wymogom POKL. Brak prądu do drukowania i poprawiania wniosku, brak wody wynikający z braku prądu, brak dojazdu bez łańcuchów, parodniowa wizyta przyjaciela z Anglii, zdziwionego polskimi, nie tylko klimatycznymi warunkami życia przez 2 doby.
Na koniec trzeba było przezwyciężyć jeszcze brak czasu, atramentu w drukarce, internetu w biurze Agencji, sformatowany źle kwestionariusz, niewiedzę, obawy, znikomość czasu na konsultacje u konsultantów, dziurkacza do dziurek, teczek i kopert.
Wszystko się jednak udało pozytywnie przekroczyć, ale za to z rezerwacjami krucho- od 2 tygodni mamy wolne pokoje i nic nie wskazuje na to, by coś wynająć aż do 2-go dnia Świąt. A w obecnym zakresie działalności 2 tyg. bez gości = 0 w portfelu. Dotacja z POKL-a ma nam pomóc to pozasezonowe zjawisko znacznie złagodzić.
Na razie włóczymy się po koncertach synów, w roli ich starszego rodzeństwa, zwiedzając różne dziwne, muzyczne miejsca, nie tylko w bliskiej okolicy, obserwując przy okazji stan polskiej, młodzieżowej kultury muzycznej.
Najlepiej nie jest. Moim zdaniem młodzi w większości nie potrafią zaczerpnąć z muzyki piękna jej dźwięków, harmonii, aranżacji, rytmu i osobowości muzyków. Traktują ją najczęściej jako pretekst do zabawy, odreagowania przy użyciu rozmaitych "katalizatorów". Dlatego muzyka ma prowokować, zagłuszać niepokoje, wywoływać negatywne emocje oraz transowe wibracje z mocnymi szybkimi rytmami, bez chwili (nie daj Boże) na jakiekolwiek refleksje. Najlepiej gdy rodzi bunt z powodu rzeczywistości, odstępstwa od popularnego stylu z TV, kontestacji starszych pokoleń, poziomu technicznego.
I taki też mógłby być cel dodatkowy, który zawsze przy muzyce był obecny, począwszy od Mozarta. Pewnie jest to spowodowane: nagłą swobodą, którą muzyka uzyskała po końcu komuny, również istnieniem muzycznej nomenklatury postkomunistycznej, która ma się do dziś najlepiej w tej branży, niezbyt powszechnym wpływem i wzorcami z MTV, w przeciwieństwie do wpływu Okocimia.
Wiem coś o tym, bo przecież we wrześniu też grałem we wrocławskim klubie, ale można się z takim poglądem nie zgadzać.
Dlatego też młodzież z różnych po kolei miast, począwszy od Wałbrzycha, przez Świeradów, Jelenią Górę, Wrocław, traci okazję aby za darmo, na miejscu, spotkać się na żywo z fenomenem Microexpressions, których kombinacje dźwięków dojrzewały wprost w karkonoskich krajobrazach, górskich ogrodach pełnych naturalnej przyrody i w tym co w nowym rock&rollu najświeższe.
To że Marcin dubstepuje (dubstep) było od dawna wiadome, ale nie wiedziałem, że tego tak wspaniale się słucha i przeżywa. BWSound jest jego projektem ubocznym, obok Huty Artzine, tworzonym wraz z Jackiem, autorem pierwszego wpisu do Księgi Gości 5 lat temu, gdy nasza agroturystyka dopiero się organizowała.
Wreszcie ujrzeliśmy na własne oczy Stację Wolimierz (45 km), a właściwie Klinikę Lalek, która nie cieszy się zbytnim zaufaniem wśród naszych znajomych. Tak to jest z miejscami prawie kultowymi, w których chodzi nie tylko o idee zawarte w ich statutach, czyli o teatr, muzykę czy góry (np. Chatka AKT).
Osobiście uważam, że zainteresowanie sztuką lub innym pięknem jest najważniejsze i makiawelicznie dążyłbym zawsze do jego spełnienia. Na pewno zaadaptowana stacja kolejowa posiada niezwykły, magiczny klimat, tak bliski góralom karkonoskim, chętnie zaglądającym do sąsiadów, górali izerskich.
Zaczęło się niewinnie. Z nadzieją pogodziliśmy się z końcem lata. Wizja kolorowej jesieni zapanowała w Wiśniowym Sadzie.
Wystąpiły nawet obawy czy prace nad mitycznym biznesplanem nie udaremnią obserwowania tej najbardziej atrakcyjnej pory roku. Marcin wychodził nawet z Dharmą i fachowym, szklanym okiem uwieczniał wszelkie symptomy zbliżania się tej pożądanej pory roku.
Nic z tego. Natura poszła na skróty. Zamiast jesieni po lecie, przyniosła nam zimę, z opadami wziętymi żywcem i z nadmiarem z października 1981.
Pierwszy raz od lat założyłem łańcuchy. Nie żeby nie można było podjechać, tylko że panika spowodowała kolejki w warsztatach i do dziś mam na kołach letnie opony, co w naszych warunkach zimowych określa się mianem szczytu ekstrawagancji i beztroski.
Wszystko co mogło, stanęło nam przeciw sprostania wymogom POKL. Brak prądu do drukowania i poprawiania wniosku, brak wody wynikający z braku prądu, brak dojazdu bez łańcuchów, parodniowa wizyta przyjaciela z Anglii, zdziwionego polskimi, nie tylko klimatycznymi warunkami życia przez 2 doby.
Na koniec trzeba było przezwyciężyć jeszcze brak czasu, atramentu w drukarce, internetu w biurze Agencji, sformatowany źle kwestionariusz, niewiedzę, obawy, znikomość czasu na konsultacje u konsultantów, dziurkacza do dziurek, teczek i kopert.
Wszystko się jednak udało pozytywnie przekroczyć, ale za to z rezerwacjami krucho- od 2 tygodni mamy wolne pokoje i nic nie wskazuje na to, by coś wynająć aż do 2-go dnia Świąt. A w obecnym zakresie działalności 2 tyg. bez gości = 0 w portfelu. Dotacja z POKL-a ma nam pomóc to pozasezonowe zjawisko znacznie złagodzić.
Na razie włóczymy się po koncertach synów, w roli ich starszego rodzeństwa, zwiedzając różne dziwne, muzyczne miejsca, nie tylko w bliskiej okolicy, obserwując przy okazji stan polskiej, młodzieżowej kultury muzycznej.
Najlepiej nie jest. Moim zdaniem młodzi w większości nie potrafią zaczerpnąć z muzyki piękna jej dźwięków, harmonii, aranżacji, rytmu i osobowości muzyków. Traktują ją najczęściej jako pretekst do zabawy, odreagowania przy użyciu rozmaitych "katalizatorów". Dlatego muzyka ma prowokować, zagłuszać niepokoje, wywoływać negatywne emocje oraz transowe wibracje z mocnymi szybkimi rytmami, bez chwili (nie daj Boże) na jakiekolwiek refleksje. Najlepiej gdy rodzi bunt z powodu rzeczywistości, odstępstwa od popularnego stylu z TV, kontestacji starszych pokoleń, poziomu technicznego.
I taki też mógłby być cel dodatkowy, który zawsze przy muzyce był obecny, począwszy od Mozarta. Pewnie jest to spowodowane: nagłą swobodą, którą muzyka uzyskała po końcu komuny, również istnieniem muzycznej nomenklatury postkomunistycznej, która ma się do dziś najlepiej w tej branży, niezbyt powszechnym wpływem i wzorcami z MTV, w przeciwieństwie do wpływu Okocimia.
Wiem coś o tym, bo przecież we wrześniu też grałem we wrocławskim klubie, ale można się z takim poglądem nie zgadzać.
Dlatego też młodzież z różnych po kolei miast, począwszy od Wałbrzycha, przez Świeradów, Jelenią Górę, Wrocław, traci okazję aby za darmo, na miejscu, spotkać się na żywo z fenomenem Microexpressions, których kombinacje dźwięków dojrzewały wprost w karkonoskich krajobrazach, górskich ogrodach pełnych naturalnej przyrody i w tym co w nowym rock&rollu najświeższe.
To że Marcin dubstepuje (dubstep) było od dawna wiadome, ale nie wiedziałem, że tego tak wspaniale się słucha i przeżywa. BWSound jest jego projektem ubocznym, obok Huty Artzine, tworzonym wraz z Jackiem, autorem pierwszego wpisu do Księgi Gości 5 lat temu, gdy nasza agroturystyka dopiero się organizowała.
Wreszcie ujrzeliśmy na własne oczy Stację Wolimierz (45 km), a właściwie Klinikę Lalek, która nie cieszy się zbytnim zaufaniem wśród naszych znajomych. Tak to jest z miejscami prawie kultowymi, w których chodzi nie tylko o idee zawarte w ich statutach, czyli o teatr, muzykę czy góry (np. Chatka AKT).
Osobiście uważam, że zainteresowanie sztuką lub innym pięknem jest najważniejsze i makiawelicznie dążyłbym zawsze do jego spełnienia. Na pewno zaadaptowana stacja kolejowa posiada niezwykły, magiczny klimat, tak bliski góralom karkonoskim, chętnie zaglądającym do sąsiadów, górali izerskich.
Subskrybuj:
Posty (Atom)